wtorek, 20 listopada 2012

Rozdział 11: "Obudzenie"

Dni mijały szybko. Koniec października przeszedł płynnie w coraz chłodniejszy listopad. Gnani nauką uczniowie spędzali czas w swoich Pokojach Wspólnych lub bibliotece.
Lily Evans i Robert McKinnon siedzieli przy jednym z małych drewnianych stolików w bibliotece, pochyleni ku sobie. Rozmawiali szeptem przeglądając przy tym liczne pergaminy pokrywające okrągły blat, co jakiś czas zapisując coś na jednym z nich.
- W przyszłym tygodniu po wtorkowej kolacji niech wartę mają Puchoni.
- Szósty rocznik?
- Może być. Dajmy im jeszcze kogoś z piątej.
- Okej, zapisuję.
 Tkwili tu już tak od dwóch godzin, a mieli za sobą dopiero połowę spraw, które musieli omówić. Obydwoje byli bardzo zmęczeni -  nauka, odwiedzanie Marlene, która leżała w śpiączce od dwóch tygodni, dodatkowe śledztwa dla Dumbledore’a, które i tak nic nie dały i jeszcze obowiązki prefekta naczelnego. Przerastało to ich, ale zaciskali zęby i nie poddawali się.
- Lily! Rob!
         Owa dwójka podniosła głowy. Zobaczyli Dorcas pokonującą dzielący ich dystans niczym tor przeszkód. W końcu zziajana dotarła do ich stolika.
- Co jest, Dor? – zapytała Lily.
Brunetka wzięła kilka głębokich, nierównych oddechów i wysapała:
- Marlene… się… obudziła…
- Nareszcie! – powiedziała z ulgą rudowłosa.
         Robert natychmiast się uśmiechnął. Zaczęli szybko zbierać swoje rzeczy nie dbając o to, czy się pogniotą. Możliwie najszybciej opuścili bibliotekę, ignorując wściekłe spojrzenie pani Pince, nie tolerującej hałasów w swojej oazie. Wybiegli na korytarz.
- A chłopaki? Wiedzą? – zapytał Robert.
         Od czasu wypadku zakumplował się z Huncwotami i spędzał z nimi dużo czasu. Oczywiście, nie mianowali go jednym z nich, ale wiedzieli, że mogą na nim polegać oraz, że jest świetnym człowiekiem. Często też dopełniał tą czwórkę, zastępując Petera, który coraz częściej znikał w niewyjaśnionych okolicznościach. Było to wszystko skutkiem tego, iż gdy tylko mógł nie odchodził od łóżka Leny i nikt go w sumie od niego nie odciągał, bo rozumieli, że Krukon coś do niej czuje, i nie jest to zwykła przyjaźń.
- Remus, który ze mną przy niej siedział, poszedł ich poszukać – oznajmiła Dorcas, przyspieszając kroku.
         Do Skrzydła Szpitalnego dotarli w kilka minut. Przed wejściem uspokoili swoje nierówne od szybkiego tempa marszu oddechy. W końcu Lily pchnęła mocno drzwi od sali.
         Nad łóżkiem Leny stała pani Pomfrey. Poprawiała białą kołdrę, sprawiając, że twarz dziewczyny zasłoniła swoim ciałem i przybyli goście jej nie widzieli. W sumie, to i dobrze, gdyż po policzkach blondynki spłynęło kilka łez, które szybko otarła dłonią.
- Musisz teraz dużo odpoczywać – oznajmiła pielęgniarka i odwróciła się, by wrócić do swojego pokoju. Dopiero wtedy zauważyła przed chwilą przybyłą trójkę.
- Jeszcze Was teraz tu brakowało! – oburzyła się. Spojrzała jednak na nich i powiedziała już łagodniejszym tonem:
- Macie półgodziny i ani minuty więcej – doskonale wiedziała, że i tak musiałaby to powiedzieć, więc nie miało sensu uprzednie użeranie się z nimi.
- Dziękujemy – rzuciła w jej stronę Lily, dopadając w tym samym czasie łóżka przyjaciółki.
- Lily…
- Marlene! Jak my się martwiłyśmy!
         Lily chwyciła jej dłoń, jednak nie za mocno – nie chciała, by Lenę coś bolało.
- Cześć.
         Do jej łóżka dotarł w końcu Robert. Wyglądał na najszczęśliwszego człowieka na świecie, jednak na jego twarzy błądziło zakłopotanie i speszenie.
- Robert? – Marlene była tak zdziwiona, że aż spróbowała się podnieść. Po nieudanej próbie, syknęła z bólu i opadła na poduszkę. Odwróciła wzrok, cała zarumieniona.
- Czyś ty zwariowała?! Leż! – krzyknęła Dorcas.
- Dorcas – szepnęła Lena i spojrzała w stronę przyjaciółki rozczulonym wzrokiem.
         Spokojną sterylną atmosferę Skrzydła Szpitalnego przerwał łomot otwieranych drzwi.
- Już tu jesteście?! Merlinie, jak ona się czuje?!
Zaaferowany Syriusz szedł na przedzie Huncwotów. Zaraz za nim był Remus razem z Glizdogonem i na końcu James. Cała czwórka stanęła po wolnej stronie łóżka. Marlene omiotła ich zdezorientowanym wzrokiem.
- A wy co tutaj robicie? – zapytała słabym głosem.
- No jak to co? Przynieśliśmy ci coś do jedzenia! – odpowiedział jej James z łobuzerskim uśmiechem na ustach. – Wstąpiliśmy do kuchni i wzięliśmy dla ciebie parę smakołyków. Żaby czekoladowe, paszteciki dyniowe, butelkę soku dyniowego, Fasolki Wszystkich Smaków, eklerki, pieguski… Uhh, chyba się trochę zgniotły!
         Przy wymienianiu każdej z rzeczy wyjmował ją z torby na małą półkę nocną. Gdy skończył, jedzenie ledwo się na niej mieściło.
- Dziękuję, ale ja przez miesiąc tego nie zjem! – zaśmiała się słabo Lena.
- Czyli, że mogę sobie wziąć kilka eklerków? – zapytał łakomo Peter.
         Wszyscy się zaśmiali. Sam Glizdogon uśmiechnął się delikatnie, ale nie wiadomo było, czy z samego siebie, czy na to, że może się poczęstować smakołykiem.
         Nastała cisza, przerywana odgłosem przeżuwanego przez Petera jedzenia. Mieli jej tyle do powiedzenia! Nikt jednak nie wiedział od czego zacząć. W między czasie każdy usadowił się wygodnie.
- Hmm… Czuję, że dużo mnie ominęło – szepnęła Marlene, spoglądając dyskretnie na Roberta.
- Oj tak. Chyba musimy zacząć od tego czy… czy coś pamiętasz – odrzekła jej cicho Dorcas, umykając wzrokiem gdzieś w bok. Widać było, że czuła wyrzuty sumienia – gdyby przecież nie poszła do tej przeklętej toalety to w ogóle by ich tu nie było.
         Lena zamknęła oczy.
- Nie, nic nie pamiętam. Oprócz kroków i tego, że obróciłam się w stronę, z której dochodziły. A potem poczułam jak… jak trafia mnie zaklęcie. Straciłam przytomność… - dziewczyna prawie szeptała, a w jej głosie można było odczuć wielki ból. Lily mocniej ścisnęła jej rękę, którą nadal trzymała. – Co wydarzyło się potem?
         I Lily znów opowiedziała o wizycie u dyrektora, ich rozmowie, Zakonie Feniksa, śledztwie na własną rękę i dołączeniu do ich grona Roberta. Wszyscy słuchali w ciszy, aż dziewczyna nie skończy mówić.
- Chce tam dołączyć. Do Zakonu Feniksa. Jak najszybciej się da – powiedziała szybko Lena, zaraz po tym jak wysłuchała całej relacji przyjaciółki.
- Na razie możemy działać tylko w szkole. Niestety – Syriusz westchnął.
- Myślę, że Dumbledore postępuje słusznie nie dopuszczając nas jeszcze do Zakonu -  rzekł Remus – W końcu, aby walczyć z Voldemortem musimy umieć wszystko to, czego się uczymy w Hogwarcie. Byłoby to lekkomyślne z jego strony, gdyby dopuścił tam niewykwalifikowanych w pełni czarodziejów.
- Jak zawsze za dużo myślisz i to niestety w dobrym kierunku, Remusie – odezwał się James – Wiesz jednak, że my z Łapą długo nie wysiedzimy na lekcjach wiedząc, że gdzieś poza murami tej szkoły członkowie Zakonu świetnie się bawią walcząc ze Śmierciożercami. Ba!, nawet może z samym Voldemortem!
- Świetnie się bawią? – Lily popatrzyła na niego mrużąc oczy i prychając jak rozjuszona kotka. – No niebyła bym taka pewna. Pojedynki z takimi ludźmi nie należą raczej do ulubionych rozrywek czarodziejów.
- Och, Lily! Nie bierz wszystkiego tak na poważnie, kotku! – na twarzy Jamesa pojawił się szeroki uśmiech, a jego dłoń powędrowała do włosów, by je potargać.
- Jak się nie zamkniesz to rzucę w ciebie upiorogackiem – warknęła Lily.
         Nigdy, by się do tego nie przyznała, lecz gdy wypowiadał słowo „kotku” to przez głowę przemknęło jej, iż to słowo wydobywające się z jego ust skierowane do niej brzmi naprawdę cudownie. Gorsze jest jednak to, że przy tym poczuła miłe łaskotanie w okolicach brzucha. Jakby to były… motylki. Szybko się jednak zreflektowała przed samą sobą, zakrywając to złością, choć w pełni udawaną.
         Nie była głupia i nie umiała już dłużej przed sobą ukrywać, że takie sytuacje pojawiają się coraz częściej. Od czasu tej nieszczęsnej wizyty w dormitorium Huncwotów, kiedy to zobaczyła Jamesa bez koszulki, próbowała unikać z nim kontaktu, jeśli nie był on na warunkach czysto przyjacielskich. Musiała się przyznać jednak do klęski, bo przyłapywała się na tym, że często zerka na chłopaka oraz tego, iż pojawia się on w jej myślach zdecydowanie za często – gdy zasypia, budzi się, je śniadanie w jego towarzystwie, czy też nie. Najgorsze były chyba te jego oczy, piękne prześladujące ją orzechowe oczy. Wiedziała co to oznacza, jednak bała się tego do czego ją doprowadzi…
- Czyli widzę, że wszystko jest po staremu – uśmiechnęła się Marlene.
         Lily spojrzała na nią z błądzącym uśmiechem na ustach. Już miała coś powiedzieć, kiedy do sali wkroczyła pani Pomfrey.
- Na Merlina! Więcej was nie mogło tu przyjść?! – spojrzała na nich gniewnie, jednak oni odpowiedzieli jej szerokimi uśmiechami. – Pół godziny minęło już dziesięć minut temu, więc żegnam państwa! Panna Darksoft musi teraz dużo odpoczywać i…
         Urwała swój monolog, zdziwiona, widząc, że goście jej pacjentki podnoszą się bez dyskusji z krzeseł i żegnają się z Gryfonką. Zawsze musiała wyganiać odwiedzających, czasami wręcz grożąc wysłaniem do profesora Dumbledore’a, a tu proszę…
         Tylko jeden chłopak, wysoki brunet z godłem Ravenclawu na szacie podszedł do niej.
- Proszę pani, czy mógłbym zostać jeszcze chwilę? Bardzo proszę, tylko kilka minut.
         Spojrzał na nią błagalnie. Lata doświadczenia w tej pracy nauczyły ją, że tak patrzą się tylko zakochani, proszący by pozostać przy swojej drugiej połówce jeszcze  chwilę. Westchnęła.
- Dobrze, masz piętnaście minut, a potem do dormitorium!
- Oczywiście, dziękuję bardzo – uśmiechnął się.
         Z lekkim uśmiechem na ustach wróciła do swojego gabinetu.
         W tym czasie Gryfoni pożegnali się z przyjaciółką i kierowali się ku wyjściu. Lily, tuż przy drzwiach spojrzała na łóżko Marlene oraz na siedzącego przy nim Roberta. Intuicja, właściwie niezawodna, podpowiadała jej, że będzie z nich piękna para. Z uśmiechem na ustach zamknęła za sobą wrota do szkolnego szpitala.
- Dobrze, że chociaż on wynagrodzi jej ten nieszczęsny wypadek.
         Czekał na nią James. Spojrzała w głąb korytarza i zobaczyła oddalających się Remusa, Syriusza, Dorcas i Petera w znacznie lepszych humorach niż zaledwie godzinę temu.
- Tak – odpowiedziała i znów się uśmiechnęła – Od dawna potrzebowała kochającego ją chłopaka przy swoim boku – dodała i ruszyła powoli. James zrównał z nią.
- Mam nadzieje, że i my będziemy mogli jej to wynagrodzić łapiąc tych, którzy jej to zrobili – westchnął James.
-  Tylko to możemy dla niej zrobić…
         Ich przyjaciele zniknęli im pola widzenia, a Hogwart utonął w ciszy. Lily zerknęła na zegarek – właśnie zaczynała się cisza nocna. Miała oznajmić to Jamesowi, gdy nagle zza rogu korytarza wyszła brzydka, szarobura kotka. Pani Norris. Wlepiła w nich swe ślepia i prychnęła wrogo.
- Na gacie Merlina! Zaraz będzie tu Filch!
- Co robimy? – zapytała spanikowana Lily. Jest prefektem naczelnym, nie może pozwolić sobie na szlaban!
         Chłopak zaczął grzebać w swojej torbie i wyciągnął z niej w pośpiechu kawałek materiału. Była to peleryna-niewidka.
- Właź pod nią! – polecił jej, a ona posłusznie podeszła do niego.
         James nakrył ich w momencie, w którym woźny pojawił się na tym samym korytarzu. Lily spojrzała na Gryfona, a on przyłożył palec do ust w geście znaczącym to, że ma być cicho. Kiwnęła potakująco głową.
- Ktoś tu jest, kochana? – zaskrzeczał młody woźny. – Wydawało mi się, że kogoś słyszę. Mmm, marny ich los kiedy ich złapię…
         Rudowłosa znów spojrzała na Rogacza, lecz ten tylko przewrócił oczami i uśmiechnął się. Najbardziej jednak martwiło ją to, że Pani Norris nie odrywała od nich swoich kocich ślepi, jakby wiedziała, że tam są.
- No cóż, kochana, chodźmy stąd. Najwidoczniej udało im się uciec – odezwał się Filch i poszedł w stronę, z której przyszedł.
         Odczekali chwile, po czym pierwszy odezwał się James:
- Bałaś się?
         Na jego twarzy gościł łobuzerski uśmiech, a w oczach błyszczały wesołe iskierki. Lily dopiero wtedy poczuła jak małą przestrzeń pod peleryną dzielą.
- Nie – skłamała i zarumieniła się.
         Chłopak w odpowiedzi uśmiechnął się jeszcze szerzej, lecz nie skomentował. Miała wrażenie, że doskonale wie, iż kłamała.
- Chodźmy już do Wieży – rzuciła szybko i odwróciła wzrok.
         Ruszyli, przykryci peleryną-niewidką. Ich kroki dudniły do pustym korytarzu sprawiając, że postacie z portretów rozglądały się zdezorientowane. Całą drogę przeszli w ciszy. Lily czuła między nimi dziwne napięcie, zwłaszcza wtedy, gdy przez przypadek ich dłonie się dotknęły. Wtedy znów poczuła ten prąd przechodzący po jej ciele. Najgorsze było to, że w tym momencie dziewczynę naszła ochota, by pochwycić dłoń chłopaka w rękę. Dotknąć go, cokolwiek…
         Gdy dotarli do Wieży Gryffindoru James ściągnął z nich pelerynę. Lily podeszła do portretu Grubej Damy.
- Migoczące diamenty – powiedziała.
         Znudzona kobieta spojrzała na nią i otworzyła wejście do Wieży. Prześlizgnęli się przez nie, wchodząc do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Zastali tam tylko swoich przyjaciół, rozłożonych na miejscach przy kominku. Na stoliku obok nich piętrzyły się różne smakołyki i butelki od piwa kremowego.
- No proszę, proszę! Nasze gołąbki wreszcie dotarły do gniazdka! – zaśmiał się Syriusz, a Dorcas siedząca obok niego z butelką w ręku, zachichotała.
- Trafilibyśmy wcześniej, gdyby nie Filch – oznajmiła Lily, ignorując resztę jego wypowiedzi. – Widzę, że świętujemy obudzenie się Marlene? – zaśmiała się i usiadła koło Remusa. James przysiadł na oparciu kanapy tuż obok niej. Zerknęła szybko na niego, lecz chłopak ją na tym przyłapał i uśmiechnął się do niej szarmancko. Speszona odwróciła wzrok i sięgnęła po piwo kremowe.
- No, nie wierzę! Pani Prefekt Naczelna skusiła się na piwo kremowe! – zarechotał Łapa. Lily nie była pewna, czy nie dolał sobie do piwa czegoś mocniejszego.
- Zamknij się, Black, bo pobudzisz całą Wieżę! – zwróciła mu uwagę.
- Chyba mnie nie doceniasz, kochanie – cmoknął – Uważasz, że jestem na tyle głupi, żeby nie rzucić na salon zaklęcia wyciszającego? – uśmiechnął się do niej szarmancko, a pozostali wybuchnęli śmiechem.
- Jak nie Potter, to może ty chcesz dostać upiorogackiem, Syriuszu? Hm? – zaśmiała się rudowłosa. Brunet zaczął coś mamrotać pod nosem.
- A gdzie Peter? – zapytał James, wkładając do buzi eklerka.
- Zniknął gdzieś zaraz po tym jak wyszliśmy – poinformował go Remus, a uśmiech spełzł mu z twarzy – Ostatnio coraz częściej gdzieś znika…
         Potter ściągnął brwi, a na jego twarzy pojawił się wyraz zmartwienia. W końcu przyjaciele, byli dla niego najważniejsi.

         Spać poszli po pierwszej w nocy. W towarzystwie piwa kremowego i licznych słodkości wszelakie zmartwienia odeszły, a ich miejsce zastąpił śmiech. Nie można powiedzieć, że tej nocy trafili do swoich dormitorium bez problemów, bo duża ilość piwa kremowego (jak się później okazało z dodatkiem Ognistej Whisky - mieszanka Syriusza) nieźle pomieszały im w głowach. Jednak jakoś nawzajem pomogli sobie wejść na ostatnie piętro Wieży Gryffindoru, i gdy tylko poczuli pod sobą miękkie materace swoich łóżek, natychmiast zasnęli.
         Mieli szczęście, że Remus miał jeszcze na tyle rozsądku, by za pomocą różdżki posprzątać bałagan jaki zrobili w Pokoju Wspólnym, który w tamtym momencie wyglądał jakby skończyła się w nim przed chwilą wielka impreza. I chyba nikt by nie uwierzył – jeśli rano zobaczyłby ten widok – że był to tylko wieczór przy herbatce. 

# # #

FILMIK ZWIASTUJĄCY TO OPOWIADANIE: 
(znajdziecie go w zakładce "O tej historii")

autor: J. 

Przepraszam, za takie opóźnienie, ale niestety miałam karę na komputer. Ale i tak rozdziały będą pojawiały się teraz  rzadziej niż normalnie - mam coraz mniej czasu na pisanie przez szkołę. Mam nadzieje, że mi wybaczycie :)
A co do filmiku to nie jest najlepszy, ale wzięła mnie wczoraj ochota na zrobienie no i... widzicie efekty! 


13 komentarzy:

  1. JESTEM PIERWSZA <3
    Ładnie ładnie, rozdział nawet drugi. A myślałam, że pod tą peleryną to coś więcej będzie... ;)
    I tak w ogóle, to mam już szablonik na bloga Blair, o! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. byłoby więcej, gdyby nie to, iż mam już zaplanowane, że przedwczesnych wybryków nie będzie, jeśli chodzi o ich połączenie w pare ;3

      juhhhuu! już wchodzę i paczę! ^^

      Usuń
    2. masz adresika: story-of-blair.blogspot.com :D

      Usuń
  2. O, i mam jeszcze pytanko, w jakim programie zrobiłaś filmik? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. love-is-magic.bloog.pl zapraszam do komentowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czytam, ale nie mogę komentować, bo nie mam konta :/

      Usuń
  4. Cudowne ; ** Czekam na ciąg dalszy ^^
    Filmik - super ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Filmik świetny. Jedyne co bym w nim zmieniła to Dorcas i Marlene. Wyglądają jak barbie xd
    Rozdział fajny, szkoda, że krótki. Już się wciągam na dobre i patrze - a tu koniec :c

    OdpowiedzUsuń
  6. http://love-is-magic.bloog.pl/ jest już 5 rozdział zapraszam do komentowania.

    OdpowiedzUsuń
  7. od nie dawna jestem na twoim blogu i zaczełam czytać twoje opowiadanie i klikajac w spisie treśc rozdział 10 wychodzi mi 9. Coś źle jest z moim komputerem czy tam u cb coś jest źle?

    OdpowiedzUsuń