Drogi Czytelniku!
Na wstępie mego listu chciałabym Cię serdecznie pozdrowić oraz podziękować Ci za że tu jesteś i czytasz to co mam Ci do przekazania.Wiedz, że wiele dla mnie znaczy Twoja obecność na moim blogu. Myślę jednak, że jeśli chcesz czytać publikowaną tu przeze mnie twórczość (którą właściwie twórczością nazwać nie można, ale pomińmy ten jakże nieistotny szczegół) powinieneś dowiedzieć się paru rzeczy.Odwiedzasz zapewne wiele blogów - napisanych lepiej lub gorzej, z ładniejszym lub brzydszym szablonem, z ciekawą lub nudną fabułą. W jedne się wczytujesz i z niecierpliwością czekasz na kolejny rozdział lub przeklinasz jego autora za to, że zostawił swą opowieść niedokończoną albo po prostu ją skończył. Są też takie, które odwiedzasz tylko po to, aby przejrzeć ich stronę główną od góry do dołu, przeczytać jeden rozdział i opuścić je zapominając, że istnieją (to jest: stwierdzając, że są beznadziejne). Lecz czy zastanawiałeś się kiedyś po co ludzie tworzą te blogi? Po co poświęcają im czas, "pielęgnują je", zmieniają szablon? Nawet jeśli są strasznie beznadzieje? Z chęcią odpowiem Ci na to pytanie, mój drogi Czytelniku. Otóż oni po prostu chcą pokazać światu, że pisać może każdy. Nie tylko wybitny poeta lub prozaik. Nie inteligentny uczony. Ale On - przeciętny człowiek, na co dzień spotykający się z przyjaciółmi, chodzący do szkoły lub do pracy. Identycznie przecież jest z piosenkarzami! Ile to obecnych sław wybiło się dzięki swoim nagraniom umieszczonym w Sieci? Ilu z nich jest milionerami? Więc dlaczego i On, ten przeciętny człowiek piszący bloga, ma też nie zostać przypadkiem zauważony? Nie wybić się? Nie stać się sławny?
Znamy już powód, dla którego blogi powstają. Przeciętny człowiek - nazwijmy go Jack - publikuje pierwszy napisany przez siebie post. Dokładnie go wcześniej sprawdza oraz rzetelnie poprawia zauważone przez siebie błędy. Najechał już myszką na "Opublikuj". Wystarczy jedno kliknięcie, a post pojawi się na blogu. I wtedy nadchodzi chwila zwątpienia."A co jeśli to jest beznadziejne?", "A jeśli nikt tego nie przeczyta?", "Co jeśli nikomu się nie będzie podobało?" - to tylko kilka z miliona pytań jakie wtedy chodzą Jackowi po głowie. Doskonale go rozumiem, bo wiele razy tak miałam. Jednak w końcu Jack zdecydował, że opublikuje to co napisał. "Niech sobie myślą co chcą!" - ta myśl utwierdza go w słuszności swojej decyzji. I jest!, pierwszy post pojawił się w Internecie.
I co dalej? Pozostaje mu tylko czekać. Czeka godzinę, dwie... Patrzy na "Statystykę", jednak nic się na niej nie zmienia. Postanawia trochę rozsławić swoją twórczość wysyłając adres witryny znajomym lub pisząc go w komentarzach na blogach, które czyta. I znów czeka. Mija kolejna godzina, dwie... Nareszcie zaczyna się coś dziać. Ilość osób odwiedzających blog powolutku rośnie. Aż w końcu pojawia się pierwszy komentarz. Jack nie widzi jeszcze jego treści, strasznie stresuje się, myśląc o najgorszym. Ale zazwyczaj pierwsza opinia jest pozytywna, subtelnie wskazuje błędy. Nasz bloger jest zadowolony, ma motywację do dalszej pracy.
Mija kilka dni. Statystyki urosły, pojawiły się w większości pozytywne komentarze (tylko kilka osób "hejtuje", ale co tam! Jak im się nie podoba to niech nie trują dupy). No i zostaje napisany drugi post. I historia się powtarza, jest coraz mniej negatywnych komentarzy - w końcu jak im się nie podoba to szkoda marnować czasu na zamieszczanie tutaj ich opinii. Tak mijają dni, wraz z pojawianiem się postów. Blog Jacka jest dość znany, wiele osób go odwiedza. On sam czuje się bardzo usatysfakcjonowany: "Komuś podoba się to co piszę!". Jego życie jest ciekawsze, więcej się śmieje. Nawet rutynowe czynności fascynują swoją odmiennością. Jack nie może doczekać się kiedy znów kliknie "Opublikuj" oraz ponownie będzie miał szansę odpowiedzieć na pierwszy komentarz. To wszystko napawa go werwą jakiej nie czuł nigdy wcześniej. Jest szczęśliwy - ktoś go docenia.
I przychodzi taki dzień kiedy zaczyna przeglądać wszystkie opublikowane posty od powstania bloga. Przeglądając te pierwsze ma ochotę je usunąć, wstydzi się za siebie: "Jak mógł dać ludziom czytać tak źle napisany tekst? Tyle błędów, okropny styl pisania...". I nagle traci całą energię. Chce to rzucić w cholerę, iść sobie, usunąć bloga. "Przecież nic się nie zmieniło, piszę identycznie jak wtedy! Jak ludzie mogą tu wchodzić pisząc pozytywne opinie?". I tutaj pojawiają się dwa wcielenia Jacka - wcielenie, które usuwa bloga lub pisząc ostateczny post zamyka na nim działalność. I wtedy Jack Pierwszy staje się smutnym, przeciętnym człowiekiem nie mającym nic wspólnego z pisaniem. Na szczęście jest jeszcze jego drugie wcielenie - które szybko zamyka przeglądarkę, zajmuje się czym innym i próbuje przestać o tym myśleć. Następnego dnia, pełen energii wstaje, siada przed komputerem i piszę następny post, by go później opublikować. Jack Drugi nie martwi się tym co myśleli o nim ludzie - liczy się to co jest teraz. I pozostaje szczęśliwym, pełnym energii człowiekiem, spełnionym w tym co robi.
Przed tym blogiem miałam jeszcze dwa inne. Były one kompletną porażką. Lecz całe wakacje, na których końcu opublikowałam pierwszy post zbierałam się w sobie, by stworzyć tego bloga. Byłam jak Jack. I w końcu powstało to miejsce, w którym jesteśmy teraz. Oczywiście, mimo krótkiej działalności tutaj miałam już wiele chwil zwątpienia. Nie czytam wcześniej opublikowanych postów, bo uważam, że są beznadziejne i teraz wyglądałyby na pewno inaczej. Ale... Znalazłam w sobie Drugiego Jacka. I wiesz co, mój drogi Czytelniku? Jestem z tego powodu cholernie szczęśliwa.
Więc mam prośbę... Przestudiuj ten blog wzdłuż i wszerz, poświęć na to swój cenny czas. I dopiero, gdy z czystym sumieniem będziesz mógł powiedzieć, że znasz tą stronę jak własną kieszeń podejmij decyzję czy go zlekceważyć, czy zaglądać tu częściej. Bo to Ty tworzysz tego bloga. To dzięki Tobie ukazują się tu nowe rozdziały. Dłuższe niż poprzednie. Szybciej niż było to zaplanowane. Bo to właśnie Twój komentarz sprawia, że wcielam się w Jacka Drugiego i nie zostawiam tego bloga. Nie kończę swojej działalności tu. Jestem, ciągle jestem. Jestem dla Ciebie. Po to byś był szczęśliwy; byś poczuł emocje, które towarzyszą mi i bohaterom opowiadania przy powstawaniu każdego nowego zdania ich historii; byś w śmiesznych momentach śmiał się jak głupi do monitora; byś pogrążał się w smutku razem z bohaterami - byś płakał razem z nimi. Żebyś po prostu był.
Nawet nie wiesz jak jestem Ci wdzięczna za to, że to czytasz. Niestety mogę powiedzieć tylko zwykłe DZIĘKUJĘ. Dziękuję za wszystko.
Gorąco Cię całuję i życzę wszystkiego co najlepsze może Ci się w życiu przydarzyć.
Wiecznie oddana Ci
J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz