Dorcas i Lily szły szybko zimnymi i słabo oświetlonymi
korytarzami Hogwartu. Obydwie wyglądały na przerażone, a ich twarze miały teraz
kolor czystego pergaminu.
- Czekaj,
czekaj… Opowiedz mi to jeszcze raz – odezwała się Lily, przerywając uciążliwą
ciszę pełną napięcia.
- My
szłyśmy z biblioteki. I ja… ja weszłam do toalety, a Marlene została na
korytarzu. Nie było mnie dosłownie chwile… - brunetka zaczerpnęła głośno
powietrze, a w oczach pojawiły jej się łzy – Ona tam leżała… cała we krwi…
Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Traktowała Marlene i Lily jak siostrę. Znały się od pierwszego dnia w Hogwarcie - kiedy to po
raz pierwszy weszły do dormitorium po uczcie od razu zapoznały się i polubiły.
Przyjaźń była tylko kwestią czasu.
Lily zatrzymała się i przytuliła przyjaciółkę. Była tak
oszołomiona, że nie wiedziała nawet jak ma zareagować na to wszystko.
- Już,
cicho. Pani Pomfrey na pewno coś z tym zrobi – mówiła, gładząc Dor ręką po
plecach. Brunetka tylko pokiwała głową i odsunęła się od rudowłosej. Wytarła
rękawem szaty łzy.
- Chodźmy
już, chce się w końcu dowiedzieć co… co jej jest – powiedziała cicho Dorcas.
Kilkanaście minut później stały pod wielkimi drzwiami do
Skrzydła Szpitalnego. Lily pchnęła je delikatnie i razem weszły do środka. Uderzył
je zapach pomieszanych eliksirów. Mózg Lily samowolnie wymieniał nazwy
niektórych z nich.
Jedno z usłanych białą pościelą łóżek otaczało pełno osób.
Był tam sam dyrektor, profesor McGonagall, profesor Conner, pani Pomfrey i
Robert McKinnon. Na widok tego ostatniego Dorcas posłała Lily zdziwione
spojrzenie.
- Prefekt
Naczelny – szepnęła dziewczyna w odpowiedzi.
Podeszły powoli do owego łóżka i stanęły obok Krukona.
Przywitał je smutnym uśmiechem.
Dwie Gryfonki spojrzały na przyjaciółkę. Wyglądała na…
martwą. Była strasznie blada co podkreślała śnieżno biała poduszka, jej blond
włosy straciły swój codzienny złoty blask i stały się szarawe. Miała
zabandażowane ręce, a oprócz tego opatrunki było widać też na wątłych ramionach
dziewczyny nie okrytych białą kołdrą.
Jedyny gest na jaki było stać Lily to zakrycie otwartych z
przerażenia ust dłonią. Bała się nawet dotknąć Lenę, bo obawiała się, że coś
jej zrobi, sprawi jej ból. Oczy zaszkliły się jej od łez.
- Panno Evans,
dobrze, ze pani już jest – odezwał się dyrektor. Na pierwszy rzut oka można
było zobaczyć, że przejęła go ta sytuacja; z jego niebieskich oczu zniknęły
radosne iskierki – Miałem panią i pana McKinnona wezwać do siebie później, ale
czym szybciej załatwimy tą sprawę tym lepiej. Zapraszam was do mojego gabinetu.
Lily spojrzała na Dorcas.
- Idź,
zostanę z nią.
- Przyjdę
jak najszybciej się da – oznajmiła rudowłosa i ruszyła za profesorem
Dumbledore’m oraz Robertem do wyjścia.
-
Usiądźcie, proszę.
Albus Dumbledore wskazał im dwa krzesła przy jego biurku.
Sam zajął miejsce naprzeciwko nich. Lily przypomniała się sytuacja sprzed
niespełna dwóch tygodni, kiedy siedziała tu z Jamesem po tym feralnym wybuchu
przed Pokojem Wspólnym Gryfonów. To dość zabawne, że jedna z najlepszych
uczennic w szkole tak często odwiedza gabinet dyrektora.
- Jak już
wiecie, doszło do czegoś do czego dojść wcale nie powinno – zaczął patrząc na
nich zza swoich okularów-połówek – Coś okropnego. Jest to tylko potwierdzeniem
moich przypuszczeń…
- Co ma
pan na myśli, sir? – zapytał Robert.
- To, że
do Hogwartu wdarły się Ciemne Moce – odpowiedział krótko.
- Ma pan
na myśli… Voldemorta, panie dyrektorze? – zapytała Lily, krzywiąc się przy
wymawianiu Jego imienia.
- Tak,
Lord Voldemort się na pewno do tego przyczynił. Cieszę się, że nie boisz się
tego imienia, Lily. To bardzo odważne.
Rudowłosa skinęła tylko głową i zaczerwieniła się lekko.
- Ale
przejdźmy do sedna sprawy, bo zapewne chcecie szybko wrócić do panny Darksoft. Zatem
chciałbym was prosić, abyście zwiększyli ilość dyżurów wieczornych i nocnych,
jak i samą liczę osób na jednym z nich. Każde podejrzane sytuacje zgłaszajcie
do opiekunów domów lub bezpośrednio do mnie.
Prześwietlił ich swoimi błękitnymi oczami. Dwójka Prefektów
Naczelnych kiwnęła głowami.
- Czy…
Czy wiadomo, kto zrobił to Marlene? I jak…? – zapytał Robert.
-
Niestety nie, ale przeprowadzimy w tej sprawie gruntowne śledztwo w zamku.
Powiem szczerze, że byłbym wdzięczny gdybyście wy też się w nie zaangażowali.
Wiadomo, że uczeń uczniowi nie powie tego co nauczycielowi.
Kiwnęli potakująco głowami. Lily było to bardzo na rękę,
wreszcie mogła jakoś działać.
- Co do
zaklęcia, które ją ugodziło to mogę powiedzieć tylko, że jest mi nieznane, ale
zionie czarną magią. Musiało zostać wymyślone niedawno, bo wcześniej nie miałem
z nim styczności. Obrażenia jakie odniosła panna Darksoft wyglądają podobnie, a
wręcz identycznie do tych jakie można zadać rozcinając skórę nożem…
Lily przebiegł dreszcz po plecach, a przed oczami
mimowolnie pojawiła się scena, w której do takiego ataku dochodzi i to z
udziałem jej przyjaciółki. Odgoniła prędko złe myśli. Kątem oka zauważyła, że
Robert ścisnął dłonie w pięści tak, że aż mu pobielały.
- Tak, to
okropne zaklęcie. Najgorsze jednak jest to, że nie znamy przeciwzaklęcia. Pani
Pomfrey udało się zatamować krwawienie ran, ale możliwe, że blizny pozostaną na
zawsze…
Rudowłosa Gryfonka nie chciała uwierzyć w to, co
usłyszała. Nie znalazła nawet odpowiednio okropnego słowa na określenie całej
ten sytuacji.
- Panno
Evans – odezwał się Dumbledore, przerywając chwilę ciszy. - Byłbym wdzięczny,
gdyby wtajemniczyła pani w to pana Blacka, Pottera, Lupina oraz Pettigrew’a.
Nie można zaprzeczyć temu, że ich zdolność do łamania regulaminu szkolnego
będzie w tej sprawie bardzo pomocna i z nimi prawdopodobieństwo złapania
winnego będzie większe.
-
Oczywiście – odpowiedziała zdziwiona Lily. W sumie mogła się tego spodziewać,
ten wybitny czarodziej zawsze miał niekonwencjonalne sposoby.
- No, a
teraz zmykajcie, panna Meadowes zapewne nudzi się sama w Skrzydle Szpitalnym –
dyrektor uśmiechnął się delikatnie.
Lily i Robert wstali i ruszyli do wyjścia. Gdy byli już
przy drzwiach do głowy Lily wpadła pewna myśl….
„Dumbledore na pewno
wie, gdzie będzie mogła zgłosić się po szkole… Gdzie będzie mogła pomóc w
zagładzie Voldemorta”.
- Panie
dyrektorze – obróciła się przodem w stronę profesora – Czy mógłby mi pan
poświęcić jeszcze chwilę?
-
Oczywiście – odpowiedział spokojnie, patrząc na nią uważnie.
Wróciła na swoje poprzednie miejsce, słysząc jak Robert
zamyka za sobą drzwi.
-
Słucham, Lily – zachęcił ją.
Dziewczyna zawahała się, ale zaczęła mówić.
- Ja… Ja
chciałabym walczyć z Voldemortem – powiedziała krótko. Nie wiedziała jak
inaczej to ująć – Najszybciej jak się da, nawet przed opuszczeniem Hogwartu.
Dyrektor spojrzał na nią łagodnie.
-
Spodziewałem się tego z twojej strony. Zaskoczyło mnie to, że wyprzedziłaś
swoich kolegów z rocznika; to ich się tutaj jako pierwszych spodziewałem –
odpowiedział z powagą – Mogę Ci pomóc, ale … miałbym wyrzuty sumienia, gdybym
zaproponował Ci teraz dołączenie do stowarzyszenia, które sam założyłem w celu
walki z Voldemortem. Masz dużo nauki,
poza tym najważniejszy jest teraz Hogwart. To szkoły trzeba bronić, bo Siły
Ciemności wplatają się w jej mury coraz bardziej skutecznie.
Dziewczyna spodziewała się takiej odpowiedzi. Wstała z
krzesła i zaczęła spacerować po gabinecie przyglądając się obecnym tu
przedmiotom. Nigdy nie zwróciła większej uwagi na wystrój tego gabinetu. Nagle,
zauważyła płomienno -czerwonego ptaka siedzącego na swojej żerdzi i grzebiącego
swoim złotym dziobem pod piórem. Podeszła do niego i pogładziła po główce.
Dumbledore uśmiechnął się na ten widok i cierpliwie czekał
na jej odpowiedź.
- Dobrze
– odpowiedziała Lily – Ale musi mi pan obiecać, że poinformuje mnie pan o tym,
gdzie mam się pojawić zaraz po zakończeniu Hogwartu, profesorze – zdziwił ją
jej stanowczy ton. Gdyby była to inna sytuacja na pewno skarciłaby się w duchu
za takie zachowanie. Teraz na jej twarzy nie pojawił się nawet rumieniec.
Spojrzała w stronę dyrektora. Z jej zielonych oczu o kształcie migdałów aż biło
zdeterminowanie.
-
Oczywiście, masz moje słowo – zapewnił ją.
-
Dziękuję – odpowiedziała – Czy… czy mogę poinformować o naszej rozmowie moich
przyjaciół? – zapytała niepewnie.
- Jak
najbardziej. Mam szczerą nadzieje, że dołączą do Zakonu Feniksa razem z tobą –
rzekł z błyskiem w oku.
- Zakon
Feniksa? To tak się nazywa ta organizacja? – to pytanie wypełzło z ust Lily
wbrew jej woli.
- Tak –
odpowiedział spokojnie Dumbledore – A teraz już czas na ciebie, Lily.
-
Oczywiście. Jeszcze raz dziękuję, sir.
- To
bardzo odważne posunięcie z twojej strony i jestem z Ciebie bardzo dumny.
Niewiele osób ma w sobie tyle siły i odwagi, by walczyć z Lordem Voldemortem.
- Ja nie
mam innego wyboru. Jestem szlamą.
- Nigdy
nie myśl o sobie w takich kategoriach, Lily. Jesteś wybitnie uzdolnioną
czarownicą i wiele dzieci czystej krwi mogłoby Ci pozazdrościć inteligencji.
Dziewczyna zarumieniła się.
-
Dziękuję. Zwłaszcza za rozmowę. Dobranoc, panie dyrektorze.
Pogłaskała ostatni raz feniksa patrzącego się na nią
przyjaźnie i skierowała się do wyjścia.
- Lily? –
usłyszała za sobą, gdy trzymała już bogato zdobioną klamkę drzwi.
- Tak,
panie profesorze?
- Czy
jest coś o czym powinienem wiedzieć? – zapytał dyrektor patrząc się jej w oczy.
Rudowłosa przełknęła ślinę. W jej głowie rozpoczęła się
walka.
„Powiedzieć, czy nie
powiedzieć?”
Zdecydowała w ciągu sekundy.
- Nie,
sir. Wszystko jest w jak najlepszym porządku – wysiliła się na uśmiech.
- W takim
razie życzę spokojnej nocy – pożegnał się z nią Dumbledore.
Tym razem wyszła z gabinetu dyrektora ze strasznym
mętlikiem w głowie.
# # #
-
Zamorduję tego, kto to zrobił! – krzyknął Syriusz, a oczy obecnych w Pokoju
Wspólnym Gryfonów zwróciły się w jego stronę.
Wszyscy zapewne domyślali się o co mu chodziło – wieść o
ataku na Marlene rozniosła się w zadziwiająco szybkim tempie, a towarzyszyło
temu milion wersji wydarzenia, które miało miejsce uprzedniego wieczoru. Po
korytarzach Hogwartu rozniosła się nawet taka, że biedna Lena została
zaatakowana przez ożywione przez panią Norris zbroje.
Był wieczór. Huncwoci wraz z Lily i Dorcas zajmowali teraz
fotele oraz sofę przy kominku – domniemanym najlepszym miejscu w salonie
Gryffindoru – i rozmawiali cicho o wczorajszym ataku. Remus, James, Peter i
Syriusz dowiedzieli się o nim dopiero podczas śniadania, gdy wyglądając na
zmęczonych, ale z uśmiechami na twarzach, zasiedli do stołu obok Lily i Dor.
Cała ta szóstka nie miała później czasu, aby rozmawiać o szczegółach tego
strasznego wydarzenia, więc teraz poświęcili na to swój czas.
Dorcas skończyła właśnie opowiadać to, co zdarzyło się gdy
wyszła z toalety.
- Ciszej,
Łapa! Wszyscy się na nas gapią – zganił go Remus.
Syriusz spojrzał na niego sceptycznie i przybrał bezradną
minę.
- Potem
wezwał mnie Dumbledore – odezwała się Lily.
Streściła im całą ich rozmowę, nie pomijając kwestii
Zakonu Feniksa. Gdy skończyła wszyscy patrzyli się na nią z wielkimi oczami.
-
Merlinie, jaki ja jestem głupi – James pacnął się w czoło. Reszta popatrzyła
się na niego dziwnie. -
Myśleliśmy już o tym, jak walczyć z Voldemortem wcześniej – wytłumaczył, ściszając
głos – Ale nigdy nie wpadliśmy na to, żeby iść do Dumbledore’a!
- W
każdym razie Dumbledore powiedział, że do Zakonu możemy dołączyć dopiero po
owutemach – powiedziała Lily – A na razie mamy zająć się sprawami w szkole.
Obawia się, że siły Voldemorta już wkroczyły do zamku.
- Ale
dlaczego akurat Marlene? – zapytał Remus – Przecież jest czystej krwi.
- Jej
rodzice są aurorami, muszą przeszkadzać Voldemortowi – odpowiedział Syriusz.
Zapadła cisza przerywana jedynie
szmerem rozmów innych Gryfonów, którzy mimo późnej pory postanowili zostać
jeszcze w Pokoju Wspólnym, i ognia trzaskającego w kominku.
W głowach całej szóstki panował mętlik.
Po głowie Jamesa pałętało się jedno rozwiązanie - jeśli takie ataki miały
zdarzać się częściej to w końcu Ministerstwo się tym zainteresuje i będą
chcieli coś z tym zrobić, a że nie będą mogli znaleźć winnego to spróbują
zamknąć szkołę, bo przecież nie oskarżą bezpodstawnie Ślizgonów…
-
Ślizgoni! No jasne! – wyrwało się Rogaczowi. Reszta, wyrwana z własnych
przemyśleń, spojrzała na niego, wracając do rzeczywistości.
- Co? –
zapytała zdezorientowana Dorcas.
- Wczoraj
wieczorem widzieliśmy skradających się Ślizgonów… Byli tam
Avery, Crouch, Regulus, Snape, Mulcibier, Carrow… Wyszli z lochów i kierowali się w
stronę schodów. Chyba trójka z nich miała wyciągnięte różdżki.
- To
czemu ich nie powstrzymaliście? Zawsze rwiecie się do walki ze Ślizgonami – palnęła
Dor, a Lily skarciła ją wzrokiem. Jeszcze tego by brakowało – pomyślała
rudowłosa.
Huncwoci wymienili zakłopotane spojrzenia mówiące tylko
jedno: Huncwocka Tajemnica.
- Nie
mogliśmy… Ukrywaliśmy się przed panią Pomfrey i nie zwróciliśmy na nich
zbytniej uwagi… – jąkał się James.
Dziewczyny spojrzały na siebie podejrzliwie.
-
Ukrywaliście się przed panią Pomfrey i w tym czasie przebiegło koło was stado
starszych Ślizgonów? – zapytała Lily z podniesionymi wysoko brwiami. Już na
pierwszy rzut oka widać było, że im nie wierzy.
Czwórka Gryfonów znów popatrzyła na
siebie z powątpieniem – przed Lilyanne Evans nic się nie ukryje.
- Jeśli
macie jakieś sposoby, które pomogą nam w rozwiązaniu tej sprawy lub siedzeniu
niezauważonym na korytarzu to miło by było, gdybyście nam o nich powiedzieli.
Teraz pracujemy jako zespół – powiedziała rudowłosa, dając im do zrozumienia,
iż domyśla się, że takowe sposoby mają.
Nastała niezręczna cisza. Huncwoci
piorunowali się spojrzeniami, jakby w ten sposób rozmawiali między sobą.
- Mówimy
im o NICH? – zapytał Peter, który nie był z tego wyraźnie zadowolony.
-
Lunatyku, ty zdecyduj. To część twojego futerkowego problemu – rzekł James,
patrząc na przyjaciela.
Remus zmieszał się. Toczył w sobie
walkę między odwagą, a tchórzostwem; wygodą, a niewygodą; odrzuceniem, a tym co
jest teraz; sekretem, a wyjawieniem jego. Wiedział jednak, że to dla dobra
innych; że mimo wszystko dziewczyny dowiedziałyby się kiedyś – nawet już w
Zakonie. Jednakże, czy przez to się od niego nie odwrócą?
- Dobrze.
Chodźmy do naszego dormitorium – szepnął blondyn, zamykając oczy.
Cała szóstka podniosła się z foteli i
ruszyła w stronę schodów odprowadzana przez spojrzenia reszty Gryfonów.
- Nie
uważacie, że… bezpieczniejsze dla nas byłoby pójście do naszego dormitorium?
Przecież wiecie jak się tam dostać.
- Dorcas,
nie jestem pewna czy to dobry pomysł – odpowiedziała Lily, chichocząc – W końcu
nadal trzymamy tam bokserki Syriusza.
-
Słyszałem to! – krzyknął Łapa, idąc na przedzie grupy – I nie myślcie, że się
za nimi nie stęskniłem! To moje ulubione!
Dziewczyny zaśmiały się perliście,
zadowolone z tego faktu. W tym momencie dotarli na ostatnie piętro Wieży
Gryffindoru.
-
Zapraszamy, drogie panie.
Łapa otworzył drzwi, wpuszczając panie
jako pierwsze. Nie zdziwiło je to, iż od ich poprzedniej wizyty nie zapanował
tu porządek – wręcz przeciwnie. Po podłodze walało się jeszcze więcej papierków
po cukierkach, kawałków zapisanych pergaminów i
pojedynczych skarpetek. Na klamce od łazienki wisiała wściekle różowa
koszulka z napisem „Wrzeszczące Mandragory”. Wszystkie cztery łóżka były
niepościelone.
- Czy
naprawdę takie trudne jest pościelenie rano łóżka za pomocą różdżki? – zapytała
Lily, wzdychając. Na twarzach mieszkańców dormitorium pojawiły się szerokie
uśmiechy. Tylko Remus był wyraźnie przygnębiony.
Lily wyjęła różdżkę i machnęła nią
krótko. Posłania Huncwotów natychmiast zmieniły wygląd na taki, jaki miały
pierwszego września przed zakończeniem uczty. Nagle w powietrze wyleciała
książka i wpadła prosto w ręce rudowłosej.
- Dwanaście niezawodnych sposobów oczarowania
czarownic… - przeczytała, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech – No
cóż, nie wnikam…
Odłożyła książkę na najbliższe łóżko i
usiadła na nim. W jej ślady poszła Dorcas.
- Więc
słuchamy…
Huncwoci wymienili ostatnie
powątpiewające spojrzenia, po czym usiedli naprzeciwko dziewcząt. James tylko
schylił się pod łóżko, na którym siedziały i zaczął grzebać w kufrze. W końcu
wyciągnął z niego to, co chciał…
- To są
dwa najważniejsze przedmioty, które przyczyniły się do sukcesu Huncwotów –
rzekł bardzo poważnie, prezentując im pelerynę-niewidkę i Mapę Huncwotów – Z
bólem was o nich informujemy…
-
Peleryna i kawałek pergaminu? – zapytała Dorcas tak, jakby miał być to kolejny,
kiepski żart.
- To nie
są zwykłe przedmioty! – oburzył się Syriusz – James, pokaż im.
Rogacz wziął pelerynę i zrzucił ją na
siebie. Widząc efekt Lily aż pisnęła ze zdziwienia.
- To jest
peleryna-niewidka! – krzyknęła, wstając. Podeszła do miejsca, w którym jeszcze
przed chwilą stał James i zaczęła przyglądać się temu miejscu.
- I to
najprawdziwsza! – odskoczyła w bok, kiedy usłyszała głos ukrytego Gryfona tuż
obok siebie – Jest w mojej rodzinie od wieków, przechodziła z ojca na syna.
Rogacz pokazał właśnie swoją głowę, co
wyglądało tak, jakby lewitowała w powietrzu. Zaśmiali się wszyscy. Lily wróciła
na swoje miejsce.
- I nie
przetarła się? – zapytała – Nie przepuszcza zaklęć?
- Nie –
odpowiedział jej Syriusz.
- A co z
tym pergaminem? – spytała Dorcas.
James zdjął z siebie pelerynę-niewidkę
i przewiesił przez oparcie łóżka. Wziął do rąk Mapę i spojrzał na nią z czcią.
- To jest
nasz wyrób. Mapa Huncwotów.
- Mapa…
Co?
-
Huncwotów, rzecz jasna, Dorcas!
Odchrząknął. Wyjął różdżkę z
wewnętrznej kieszeni szaty i wyrecytował:
- Przysięgam uroczyście, że knuję coś
niedobrego.
Podał Dorcas Mapę, na której zaczęły
pojawiać się liczne kreślenia, zawijasy i linie łącząc się ze sobą.
- Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz,
zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników, mają zaszczyt przedstawić
Mapę Huncwotów… – przeczytała brunetka.
-
Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz… Czemu akurat takie pseudonimy? - mruknęła
cicho Lily, spoglądając znad Mapy na Huncwotów.
- Od
patronusów – odpowiedział krótko Syriusz, patrząc na ścianę.
Rudowłosa nie chciała wnikać gdzie
nauczyli się wywoływać cielesne patronusy.
-
Otwórzcie ją.
Dorcas zaczęła odsłaniać kolejne
warstwy pergaminu, aż w końcu Mapa leżała na jej kolanach w całej swej
okazałości.
- To jest
Hogwart!
- Tak. I
śmiem twierdzić, że jest to najdokładniejsza mapa tego zamku jaka kiedykolwiek
istniała. No, może poza czasami, kiedy przebywali tu Godryk Gryffindor, Helga
Hufflepuff, Rowena Ravenclaw i Salazar Slytherin – odezwał się Remus po długim
milczeniu.
-
Czekajcie… To jest Dumbledore? – oczy wyszły Lily z orbit, gdy zobaczyła na tym
kawałku pergaminu poruszające się imiona i nazwiska.
-
Przechadza się w swoim gabinecie – wytłumaczył James.
- Często
to robi – dodał Syriusz.
- Czyli…
- Ta Mapa
pokazuje każdego w zamku. Gdzie jest, co robi… - wytłumaczył Remus.
-
Genialne! – szepnęła Dorcas. – Kiedy ją stworzyliście?
- Pod
koniec trzeciej klasy i ulepszaliśmy do połowy piątej.
- A jak
sprawić, żeby znów nic nie było na niej widać? – zapytała ciekawa Lily, biorąc
Mapę Huncwotów i przyglądając się jej.
-
Wystarczy stuknąć o nią różdżką i powiedzieć „Koniec psot”. O tak…
James nachylił się nad Lily. Był blisko
niej, nawet bardzo… Ich spojrzenia spotkały się na chwilę. Rudowłosa poczuła,
że serce zaczyna jej mocniej bić.
- Koniec psot.
Kształty na mapie zaczęły się
zamazywać, aż w końcu Mapa stała się zwykłym, trochę zniszczonym kawałkiem
pergaminu. Lily podała ją Rogaczowi, który wrócił do poprzedniej pozycji,
siedząc naprzeciwko niej, a ich dłonie zetknęły się przy tym. Oboje poczuli
iskrę, która przebiegła po ich nerwach – od koniuszków palców przez kręgosłup.
Lily wzdrygnęła się lekko. Uznali to za dziwne, ale przyjemne uczucie. Obydwoje
spuścili wzrok.
-
Remusie, czy chcesz coś dodać? – zapytał nieświadomy niczego Syriusz.
Pięć par oczu zwróciło się ku
Lunatykowi. Pod natarczywymi spojrzeniami stracił pewność siebie
-
Wybaczcie, ale nie – wyrwało się z jego ust. Dopiero po chwili dotarło do niego
to, co powiedział. – Innym razem, na razie nie mam… nie chcę, abyście
wiedziały. Przepraszam - dodał, krzywiąc
się.
-
Pamiętaj tylko, że jak będziesz chciał, to zawsze możesz z nami porozmawiać. O
tym i o wszystkim innym… Lunatyku.
Lily uśmiechnęła się do niego. Od dawna
domyślała się co dolega przyjacielowi, a dzisiejszy dzień tylko potwierdził jej
spostrzeżenia. Nie chciała mu jednak na razie o tym mówić – stwierdziła, że jak
sam będzie miał taką potrzebę to ją poinformuję.
- Jutro
zmówimy się co do szczegółów naszego śledztwa – powiedziała Dorcas – A my z
Lily już pójdziemy.
Evans skinęła głową potakująco. Wstały
i skierowały się do drzwi.
- Ach!
Syriusz! – panna Meadowes odwróciła się do Huncwotów tuż przy drzwiach.
- Tak?
- Fajna
koszulka, możesz mi taką kupić na święta – odpowiedziała z szerokim uśmiechem
wskazując na drzwi od łazienki.
- Masz to
u mnie jak w banku – obiecał Łapa z łobuzerskim uśmiechem.
- Trzymam
Cię za słowo! Dobranoc!
- Pa –
mruknęli Huncwoci do zamykających się drzwi.
Syriusz i Remus, którzy stali, padli na
swoje łóżka.
- No to
co? Zemstę na tych parszywych Ślizgonach czas zacząć… - odezwał się Syriusz.
-To, co zrobili Marlene nie ujdzie im płazem…
# # #
Dla wszystkich, którzy chcą walczyć i czują magię wszędzie.
~ Ale mnie wzięło na stare, dobre zespoły ostatnio ~
J.
PS
Jak zawsze rozdział świetny. Akcja się coraz bardziej rozwija i zaczyna się coś dziać. Ciekawa jestem jak to wszystko się rozkręci. ;D
OdpowiedzUsuńFajnie byłoby, gdybyś napisała coś o tym, jak Huncwoci tworzyli mapę ;)
Pozdrawiam, Ms. Black.
dziękuję :)
Usuńco do Mapy to miałam taki zamiar i myślę, że już w następnym rozdziale to ujmę :>
Stara, dobra Metallica <3 I ZOMBIES ARE COMING :3
OdpowiedzUsuńRozdział fajny. Ach, jak ja bym chciała romans Dorcas i Syriusza w twoim wydaniu *.*
ciągle mi chodzi po głowie dzisiaj "Nothing Else Matters" i "Knocking to heaven door" Guns'n Roses :P
Usuńplanuję akcję Dorcas-Syriusz, ale niestety po skończeniu przez nich Hogwartu :D musisz być cierpliwa :*
Nie jestem cierpliwa.
UsuńWpadłam ostatnio na genialny pomysł. Dwa opowiadania, jedno takie ,,normalne'' drugie potterowskie. Buahaha, dobre, teraz nie wiem które wybrać.
Podaj linki! :>
UsuńBa, żeby jeszcze te strony istniały! :D
UsuńObiecuję, że jak pojawi się pierwszy rozdział na jednym z nich, to automatycznie link znajdzie się w komentarzu na twoim blogu :)
No, ja mam nadzieje! Inaczej byś musiała uciekać przed Cruciatusami xD
UsuńTak twierdzę, że decyduję się na potterowskie. Zawsze będę do tego wracać, choćby nie wiem co. Czasy Toma Riddle'a ci odpowiadają, Julie? :)
UsuńI szykuję niespodziankę! Napewno ci się spodoba, ale przekonasz się w styczniu - pocieszę cię i powiem, że z opowiadaniem startuję pod koniec listopada/początek grudnia. A, jakbyś chciała pogadać, masz moje gg: 8225068 :)
Czasy Riddle'a? Szczerze powiem, że nie czytałam jeszcze nic z tego działu, ale zawsze musi być ten pierwszy raz! Już jestem ciekawa ^^ JUUUHHHUU! Nareszcie coś napiszesz :3
UsuńOch, dzięki za GG! Jestem wręcz pewna, że niedługo napiszę xd :*
SZPOKO XD
Usuńświetne . ;D zapraszam do mnie http://onelovefremione.bloog.pl/?ticaid=6f77f
OdpowiedzUsuńdopiero zaczynam i dobrze by było gdyby ktoś to czytał xd ;))
Dziękuję :>
UsuńGdy tylko znajdę trochę czasu to oczywiście zajrzę! :)
http://love-is-magic.bloog.pl/ - jest już 3 rozdział.
OdpowiedzUsuńPamiętasz może opowiadanie BYĆ JEDNYM Z HUNCWOTÓW BYĆ ŁAPĄ?
OdpowiedzUsuńZrezygnowałam z pisania go i zabrałam się za zupełnie inną, odmienną i lepszą (mam nadzieję) historię. Zapraszam!
www.przypadek-charpentier.blogspot.com
Przepraszam za SPAM *.*
Merlinie, Caro! jak mogłaby, nie pamiętać tego opowiadania! :D
Usuńoczywiście - już wchodzę! <3 NARESZCIE <3
Świetny !! :D:D:D
OdpowiedzUsuńJak zwykle zresztą ; *
Kiedy kolejny ? :)
dziękuję :D
Usuńjuż zaczęłam pisać :>
To czekam z niecierpliwością !! :))
Usuń+ wyłącz weryfikację obrazkową, wrrr
OdpowiedzUsuńTej, no, ja myślałam, że Cię ukatrupię, normalnie, jak się skapłam, że nie działa pod tym adresem. z nadzieją weszłam na fejsa i bogu dzięki, znalazłam nowy XD
kurde, jaka szkoda, że po znajomości nie można oceniać :C
co? jaka weryfikacja obrazkowa? XD
Usuńza długi był! :D ale na Erze Krytyki już napisałam :> no cóż, chcę się dowiedzieć całej prawdy o tym blogu, a twoją opinię już znam, Kochana! <3 :*
+ że jak ten no, piszesz komentarz, to musisz jakiś kod wpisywać. masz instrukcję: ustawienia -> posty i komentarze -> włącz werifkację obrazkową -> tak/nie :D
Usuńżycie ułatwisz ludziom :>
taaa, ale na pewno bym coś znalazła, gdybym się uparła XD nie no, żarcik. tak wgl, to napisz mi na gadu, bo tak publicznie rozmawiać nie będę XD
myslałam, że wyłączyłam to cholerstwo! -.- dz-dziękii! XD
Usuńhaha, spoko! boże, nie byłam na gg od wieków :P
nadszedł ten czas, no nie? XD
Usuńoccchhh, jak miło bez tego przepisywania XD
Usuńhttp://love-is-magic.bloog.pl/
OdpowiedzUsuńJest 4 rozdział. Zapraszam do komentowania.