niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 10: "Determinacja"


Dorcas i Lily szły szybko zimnymi i słabo oświetlonymi korytarzami Hogwartu. Obydwie wyglądały na przerażone, a ich twarze miały teraz kolor czystego pergaminu.
- Czekaj, czekaj… Opowiedz mi to jeszcze raz – odezwała się Lily, przerywając uciążliwą ciszę pełną napięcia.
- My szłyśmy z biblioteki. I ja… ja weszłam do toalety, a Marlene została na korytarzu. Nie było mnie dosłownie chwile… - brunetka zaczerpnęła głośno powietrze, a w oczach pojawiły jej się łzy – Ona tam leżała… cała we krwi…
Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Traktowała Marlene i Lily jak siostrę. Znały się od pierwszego dnia w Hogwarcie - kiedy to po raz pierwszy weszły do dormitorium po uczcie od razu zapoznały się i polubiły. Przyjaźń była tylko kwestią czasu.
Lily zatrzymała się i przytuliła przyjaciółkę. Była tak oszołomiona, że nie wiedziała nawet jak ma zareagować na to wszystko.
- Już, cicho. Pani Pomfrey na pewno coś z tym zrobi – mówiła, gładząc Dor ręką po plecach. Brunetka tylko pokiwała głową i odsunęła się od rudowłosej. Wytarła rękawem szaty łzy.
- Chodźmy już, chce się w końcu dowiedzieć co… co jej jest – powiedziała cicho Dorcas.

Kilkanaście minut później stały pod wielkimi drzwiami do Skrzydła Szpitalnego. Lily pchnęła je delikatnie i razem weszły do środka. Uderzył je zapach pomieszanych eliksirów. Mózg Lily samowolnie wymieniał nazwy niektórych z nich.
Jedno z usłanych białą pościelą łóżek otaczało pełno osób. Był tam sam dyrektor, profesor McGonagall, profesor Conner, pani Pomfrey i Robert McKinnon. Na widok tego ostatniego Dorcas posłała Lily zdziwione spojrzenie.
- Prefekt Naczelny – szepnęła dziewczyna w odpowiedzi.
Podeszły powoli do owego łóżka i stanęły obok Krukona. Przywitał je smutnym uśmiechem.
Dwie Gryfonki spojrzały na przyjaciółkę. Wyglądała na… martwą. Była strasznie blada co podkreślała śnieżno biała poduszka, jej blond włosy straciły swój codzienny złoty blask i stały się szarawe. Miała zabandażowane ręce, a oprócz tego opatrunki było widać też na wątłych ramionach dziewczyny nie okrytych białą kołdrą.
Jedyny gest na jaki było stać Lily to zakrycie otwartych z przerażenia ust dłonią. Bała się nawet dotknąć Lenę, bo obawiała się, że coś jej zrobi, sprawi jej ból. Oczy zaszkliły się jej od łez.
- Panno Evans, dobrze, ze pani już jest – odezwał się dyrektor. Na pierwszy rzut oka można było zobaczyć, że przejęła go ta sytuacja; z jego niebieskich oczu zniknęły radosne iskierki – Miałem panią i pana McKinnona wezwać do siebie później, ale czym szybciej załatwimy tą sprawę tym lepiej. Zapraszam was do mojego gabinetu.
Lily spojrzała na Dorcas.
- Idź, zostanę z nią.
- Przyjdę jak najszybciej się da – oznajmiła rudowłosa i ruszyła za profesorem Dumbledore’m oraz Robertem do wyjścia.

- Usiądźcie, proszę.
Albus Dumbledore wskazał im dwa krzesła przy jego biurku. Sam zajął miejsce naprzeciwko nich. Lily przypomniała się sytuacja sprzed niespełna dwóch tygodni, kiedy siedziała tu z Jamesem po tym feralnym wybuchu przed Pokojem Wspólnym Gryfonów. To dość zabawne, że jedna z najlepszych uczennic w szkole tak często odwiedza gabinet dyrektora.
- Jak już wiecie, doszło do czegoś do czego dojść wcale nie powinno – zaczął patrząc na nich zza swoich okularów-połówek – Coś okropnego. Jest to tylko potwierdzeniem moich przypuszczeń…
- Co ma pan na myśli, sir? – zapytał Robert.
- To, że do Hogwartu wdarły się Ciemne Moce – odpowiedział krótko.
- Ma pan na myśli… Voldemorta, panie dyrektorze? – zapytała Lily, krzywiąc się przy wymawianiu Jego imienia.
- Tak, Lord Voldemort się na pewno do tego przyczynił. Cieszę się, że nie boisz się tego imienia, Lily. To bardzo odważne.
Rudowłosa skinęła tylko głową i zaczerwieniła się lekko.
- Ale przejdźmy do sedna sprawy, bo zapewne chcecie szybko wrócić do panny Darksoft. Zatem chciałbym was prosić, abyście zwiększyli ilość dyżurów wieczornych i nocnych, jak i samą liczę osób na jednym z nich. Każde podejrzane sytuacje zgłaszajcie do opiekunów domów lub bezpośrednio do mnie.
Prześwietlił ich swoimi błękitnymi oczami. Dwójka Prefektów Naczelnych kiwnęła głowami.
- Czy… Czy wiadomo, kto zrobił to Marlene? I jak…? – zapytał Robert.
- Niestety nie, ale przeprowadzimy w tej sprawie gruntowne śledztwo w zamku. Powiem szczerze, że byłbym wdzięczny gdybyście wy też się w nie zaangażowali. Wiadomo, że uczeń uczniowi nie powie tego co nauczycielowi.
Kiwnęli potakująco głowami. Lily było to bardzo na rękę, wreszcie mogła jakoś działać.
- Co do zaklęcia, które ją ugodziło to mogę powiedzieć tylko, że jest mi nieznane, ale zionie czarną magią. Musiało zostać wymyślone niedawno, bo wcześniej nie miałem z nim styczności. Obrażenia jakie odniosła panna Darksoft wyglądają podobnie, a wręcz identycznie do tych jakie można zadać rozcinając skórę nożem…
Lily przebiegł dreszcz po plecach, a przed oczami mimowolnie pojawiła się scena, w której do takiego ataku dochodzi i to z udziałem jej przyjaciółki. Odgoniła prędko złe myśli. Kątem oka zauważyła, że Robert ścisnął dłonie w pięści tak, że aż mu pobielały.
- Tak, to okropne zaklęcie. Najgorsze jednak jest to, że nie znamy przeciwzaklęcia. Pani Pomfrey udało się zatamować krwawienie ran, ale możliwe, że blizny pozostaną na zawsze…
Rudowłosa Gryfonka nie chciała uwierzyć w to, co usłyszała. Nie znalazła nawet odpowiednio okropnego słowa na określenie całej ten sytuacji.
- Panno Evans – odezwał się Dumbledore, przerywając chwilę ciszy. - Byłbym wdzięczny, gdyby wtajemniczyła pani w to pana Blacka, Pottera, Lupina oraz Pettigrew’a. Nie można zaprzeczyć temu, że ich zdolność do łamania regulaminu szkolnego będzie w tej sprawie bardzo pomocna i z nimi prawdopodobieństwo złapania winnego będzie większe.
- Oczywiście – odpowiedziała zdziwiona Lily. W sumie mogła się tego spodziewać, ten wybitny czarodziej zawsze miał niekonwencjonalne sposoby.
- No, a teraz zmykajcie, panna Meadowes zapewne nudzi się sama w Skrzydle Szpitalnym – dyrektor uśmiechnął się delikatnie.
Lily i Robert wstali i ruszyli do wyjścia. Gdy byli już przy drzwiach do głowy Lily wpadła pewna myśl….
„Dumbledore na pewno wie, gdzie będzie mogła zgłosić się po szkole… Gdzie będzie mogła pomóc w zagładzie Voldemorta”.
- Panie dyrektorze – obróciła się przodem w stronę profesora – Czy mógłby mi pan poświęcić jeszcze chwilę?
- Oczywiście – odpowiedział spokojnie, patrząc na nią uważnie.
Wróciła na swoje poprzednie miejsce, słysząc jak Robert zamyka za sobą drzwi.
- Słucham, Lily – zachęcił ją.
Dziewczyna zawahała się, ale zaczęła mówić.
- Ja… Ja chciałabym walczyć z Voldemortem – powiedziała krótko. Nie wiedziała jak inaczej to ująć – Najszybciej jak się da, nawet przed opuszczeniem Hogwartu.
Dyrektor spojrzał na nią łagodnie.
- Spodziewałem się tego z twojej strony. Zaskoczyło mnie to, że wyprzedziłaś swoich kolegów z rocznika; to ich się tutaj jako pierwszych spodziewałem – odpowiedział z powagą – Mogę Ci pomóc, ale … miałbym wyrzuty sumienia, gdybym zaproponował Ci teraz dołączenie do stowarzyszenia, które sam założyłem w celu walki z Voldemortem.  Masz dużo nauki, poza tym najważniejszy jest teraz Hogwart. To szkoły trzeba bronić, bo Siły Ciemności wplatają się w jej mury coraz bardziej skutecznie.
Dziewczyna spodziewała się takiej odpowiedzi. Wstała z krzesła i zaczęła spacerować po gabinecie przyglądając się obecnym tu przedmiotom. Nigdy nie zwróciła większej uwagi na wystrój tego gabinetu. Nagle, zauważyła płomienno -czerwonego ptaka siedzącego na swojej żerdzi i grzebiącego swoim złotym dziobem pod piórem. Podeszła do niego i pogładziła po główce.
Dumbledore uśmiechnął się na ten widok i cierpliwie czekał na jej odpowiedź.
- Dobrze – odpowiedziała Lily – Ale musi mi pan obiecać, że poinformuje mnie pan o tym, gdzie mam się pojawić zaraz po zakończeniu Hogwartu, profesorze – zdziwił ją jej stanowczy ton. Gdyby była to inna sytuacja na pewno skarciłaby się w duchu za takie zachowanie. Teraz na jej twarzy nie pojawił się nawet rumieniec. Spojrzała w stronę dyrektora. Z jej zielonych oczu o kształcie migdałów aż biło zdeterminowanie.
- Oczywiście, masz moje słowo – zapewnił ją.
- Dziękuję – odpowiedziała – Czy… czy mogę poinformować o naszej rozmowie moich przyjaciół? – zapytała niepewnie.
- Jak najbardziej. Mam szczerą nadzieje, że dołączą do Zakonu Feniksa razem z tobą – rzekł z błyskiem w oku.
- Zakon Feniksa? To tak się nazywa ta organizacja? – to pytanie wypełzło z ust Lily wbrew jej woli.
- Tak – odpowiedział spokojnie Dumbledore – A teraz już czas na ciebie, Lily.
- Oczywiście. Jeszcze raz dziękuję, sir.
- To bardzo odważne posunięcie z twojej strony i jestem z Ciebie bardzo dumny. Niewiele osób ma w sobie tyle siły i odwagi, by walczyć z Lordem Voldemortem.
- Ja nie mam innego wyboru. Jestem szlamą.
- Nigdy nie myśl o sobie w takich kategoriach, Lily. Jesteś wybitnie uzdolnioną czarownicą i wiele dzieci czystej krwi mogłoby Ci pozazdrościć inteligencji.
Dziewczyna zarumieniła się.
- Dziękuję. Zwłaszcza za rozmowę. Dobranoc, panie dyrektorze.
Pogłaskała ostatni raz feniksa patrzącego się na nią przyjaźnie i skierowała się do wyjścia.
- Lily? – usłyszała za sobą, gdy trzymała już bogato zdobioną klamkę drzwi.
- Tak, panie profesorze?
- Czy jest coś o czym powinienem wiedzieć? – zapytał dyrektor patrząc się jej w oczy.
Rudowłosa przełknęła ślinę. W jej głowie rozpoczęła się walka.
„Powiedzieć, czy nie powiedzieć?”
Zdecydowała w ciągu sekundy.
- Nie, sir. Wszystko jest w jak najlepszym porządku – wysiliła się na uśmiech.
- W takim razie życzę spokojnej nocy – pożegnał się z nią Dumbledore.
Tym razem wyszła z gabinetu dyrektora ze strasznym mętlikiem w głowie.

# # #

- Zamorduję tego, kto to zrobił! – krzyknął Syriusz, a oczy obecnych w Pokoju Wspólnym Gryfonów zwróciły się w jego stronę.
Wszyscy zapewne domyślali się o co mu chodziło – wieść o ataku na Marlene rozniosła się w zadziwiająco szybkim tempie, a towarzyszyło temu milion wersji wydarzenia, które miało miejsce uprzedniego wieczoru. Po korytarzach Hogwartu rozniosła się nawet taka, że biedna Lena została zaatakowana przez ożywione przez panią Norris zbroje.
Był wieczór. Huncwoci wraz z Lily i Dorcas zajmowali teraz fotele oraz sofę przy kominku – domniemanym najlepszym miejscu w salonie Gryffindoru – i rozmawiali cicho o wczorajszym ataku. Remus, James, Peter i Syriusz dowiedzieli się o nim dopiero podczas śniadania, gdy wyglądając na zmęczonych, ale z uśmiechami na twarzach, zasiedli do stołu obok Lily i Dor. Cała ta szóstka nie miała później czasu, aby rozmawiać o szczegółach tego strasznego wydarzenia, więc teraz poświęcili na to swój czas.  
Dorcas skończyła właśnie opowiadać to, co zdarzyło się gdy wyszła z toalety.
- Ciszej, Łapa! Wszyscy się na nas gapią – zganił go Remus.
Syriusz spojrzał na niego sceptycznie i przybrał bezradną minę.
- Potem wezwał mnie Dumbledore – odezwała się Lily.
Streściła im całą ich rozmowę, nie pomijając kwestii Zakonu Feniksa. Gdy skończyła wszyscy patrzyli się na nią z wielkimi oczami.
- Merlinie, jaki ja jestem głupi – James pacnął się w czoło. Reszta popatrzyła się na niego dziwnie. - Myśleliśmy już o tym, jak walczyć z Voldemortem wcześniej – wytłumaczył, ściszając głos – Ale nigdy nie wpadliśmy na to, żeby iść do Dumbledore’a!
- W każdym razie Dumbledore powiedział, że do Zakonu możemy dołączyć dopiero po owutemach – powiedziała Lily – A na razie mamy zająć się sprawami w szkole. Obawia się, że siły Voldemorta już wkroczyły do zamku.
- Ale dlaczego akurat Marlene? – zapytał Remus – Przecież jest czystej krwi.
- Jej rodzice są aurorami, muszą przeszkadzać Voldemortowi – odpowiedział Syriusz.
         Zapadła cisza przerywana jedynie szmerem rozmów innych Gryfonów, którzy mimo późnej pory postanowili zostać jeszcze w Pokoju Wspólnym, i ognia trzaskającego w kominku.
         W głowach całej szóstki panował mętlik. Po głowie Jamesa pałętało się jedno rozwiązanie - jeśli takie ataki miały zdarzać się częściej to w końcu Ministerstwo się tym zainteresuje i będą chcieli coś z tym zrobić, a że nie będą mogli znaleźć winnego to spróbują zamknąć szkołę, bo przecież nie oskarżą bezpodstawnie Ślizgonów…
- Ślizgoni! No jasne! – wyrwało się Rogaczowi. Reszta, wyrwana z własnych przemyśleń, spojrzała na niego, wracając do rzeczywistości.
- Co? – zapytała zdezorientowana Dorcas.
- Wczoraj wieczorem widzieliśmy skradających się Ślizgonów… Byli tam Avery, Crouch, Regulus, Snape, Mulcibier, Carrow… Wyszli z lochów i kierowali się w stronę schodów. Chyba trójka z nich miała wyciągnięte różdżki.
- To czemu ich nie powstrzymaliście? Zawsze rwiecie się do walki ze Ślizgonami – palnęła Dor, a Lily skarciła ją wzrokiem. Jeszcze tego by brakowało – pomyślała rudowłosa.
Huncwoci wymienili zakłopotane spojrzenia mówiące tylko jedno: Huncwocka Tajemnica.
- Nie mogliśmy… Ukrywaliśmy się przed panią Pomfrey i nie zwróciliśmy na nich zbytniej uwagi… – jąkał się James.
Dziewczyny spojrzały na siebie podejrzliwie.
- Ukrywaliście się przed panią Pomfrey i w tym czasie przebiegło koło was stado starszych Ślizgonów? – zapytała Lily z podniesionymi wysoko brwiami. Już na pierwszy rzut oka widać było, że im nie wierzy.
         Czwórka Gryfonów znów popatrzyła na siebie z powątpieniem – przed Lilyanne Evans nic się nie ukryje.
- Jeśli macie jakieś sposoby, które pomogą nam w rozwiązaniu tej sprawy lub siedzeniu niezauważonym na korytarzu to miło by było, gdybyście nam o nich powiedzieli. Teraz pracujemy jako zespół – powiedziała rudowłosa, dając im do zrozumienia, iż domyśla się, że takowe sposoby mają.
         Nastała niezręczna cisza. Huncwoci piorunowali się spojrzeniami, jakby w ten sposób rozmawiali między sobą.
- Mówimy im o NICH? – zapytał Peter, który nie był z tego wyraźnie zadowolony.
- Lunatyku, ty zdecyduj. To część twojego futerkowego problemu – rzekł James, patrząc na przyjaciela.
         Remus zmieszał się. Toczył w sobie walkę między odwagą, a tchórzostwem; wygodą, a niewygodą; odrzuceniem, a tym co jest teraz; sekretem, a wyjawieniem jego. Wiedział jednak, że to dla dobra innych; że mimo wszystko dziewczyny dowiedziałyby się kiedyś – nawet już w Zakonie. Jednakże, czy przez to się od niego nie odwrócą?
- Dobrze. Chodźmy do naszego dormitorium – szepnął blondyn, zamykając oczy.
         Cała szóstka podniosła się z foteli i ruszyła w stronę schodów odprowadzana przez spojrzenia reszty Gryfonów.
- Nie uważacie, że… bezpieczniejsze dla nas byłoby pójście do naszego dormitorium? Przecież wiecie jak się tam dostać.
- Dorcas, nie jestem pewna czy to dobry pomysł – odpowiedziała Lily, chichocząc – W końcu nadal trzymamy tam bokserki Syriusza.
- Słyszałem to! – krzyknął Łapa, idąc na przedzie grupy – I nie myślcie, że się za nimi nie stęskniłem! To moje ulubione!
         Dziewczyny zaśmiały się perliście, zadowolone z tego faktu. W tym momencie dotarli na ostatnie piętro Wieży Gryffindoru.
- Zapraszamy, drogie panie.
         Łapa otworzył drzwi, wpuszczając panie jako pierwsze. Nie zdziwiło je to, iż od ich poprzedniej wizyty nie zapanował tu porządek – wręcz przeciwnie. Po podłodze walało się jeszcze więcej papierków po cukierkach, kawałków zapisanych pergaminów i  pojedynczych skarpetek. Na klamce od łazienki wisiała wściekle różowa koszulka z napisem „Wrzeszczące Mandragory”. Wszystkie cztery łóżka były niepościelone.
- Czy naprawdę takie trudne jest pościelenie rano łóżka za pomocą różdżki? – zapytała Lily, wzdychając. Na twarzach mieszkańców dormitorium pojawiły się szerokie uśmiechy. Tylko Remus był wyraźnie przygnębiony.
         Lily wyjęła różdżkę i machnęła nią krótko. Posłania Huncwotów natychmiast zmieniły wygląd na taki, jaki miały pierwszego września przed zakończeniem uczty. Nagle w powietrze wyleciała książka i wpadła prosto w ręce rudowłosej.
- Dwanaście niezawodnych sposobów oczarowania czarownic… - przeczytała, a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech – No cóż, nie wnikam…
         Odłożyła książkę na najbliższe łóżko i usiadła na nim. W jej ślady poszła Dorcas.
- Więc słuchamy…
         Huncwoci wymienili ostatnie powątpiewające spojrzenia, po czym usiedli naprzeciwko dziewcząt. James tylko schylił się pod łóżko, na którym siedziały i zaczął grzebać w kufrze. W końcu wyciągnął z niego to, co chciał…
- To są dwa najważniejsze przedmioty, które przyczyniły się do sukcesu Huncwotów – rzekł bardzo poważnie, prezentując im pelerynę-niewidkę i Mapę Huncwotów – Z bólem was o nich informujemy…
- Peleryna i kawałek pergaminu? – zapytała Dorcas tak, jakby miał być to kolejny, kiepski żart.
- To nie są zwykłe przedmioty! – oburzył się Syriusz – James, pokaż im.
         Rogacz wziął pelerynę i zrzucił ją na siebie. Widząc efekt Lily aż pisnęła ze zdziwienia.
- To jest peleryna-niewidka! – krzyknęła, wstając. Podeszła do miejsca, w którym jeszcze przed chwilą stał James i zaczęła przyglądać się temu miejscu.
- I to najprawdziwsza! – odskoczyła w bok, kiedy usłyszała głos ukrytego Gryfona tuż obok siebie – Jest w mojej rodzinie od wieków, przechodziła z ojca na syna.
         Rogacz pokazał właśnie swoją głowę, co wyglądało tak, jakby lewitowała w powietrzu. Zaśmiali się wszyscy. Lily wróciła na swoje miejsce.
- I nie przetarła się? – zapytała – Nie przepuszcza zaklęć?
- Nie – odpowiedział jej Syriusz.
- A co z tym pergaminem? – spytała Dorcas.
         James zdjął z siebie pelerynę-niewidkę i przewiesił przez oparcie łóżka. Wziął do rąk Mapę i spojrzał na nią z czcią.
- To jest nasz wyrób. Mapa Huncwotów.
- Mapa… Co?
- Huncwotów, rzecz jasna, Dorcas!
         Odchrząknął. Wyjął różdżkę z wewnętrznej kieszeni szaty i wyrecytował:
- Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.
         Podał Dorcas Mapę, na której zaczęły pojawiać się liczne kreślenia, zawijasy i linie łącząc się ze sobą.
- Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz, zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników, mają zaszczyt przedstawić Mapę Huncwotów… – przeczytała brunetka.
- Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz… Czemu akurat takie pseudonimy? - mruknęła cicho Lily, spoglądając znad Mapy na Huncwotów.
- Od patronusów – odpowiedział krótko Syriusz, patrząc na ścianę.
         Rudowłosa nie chciała wnikać gdzie nauczyli się wywoływać cielesne patronusy.
- Otwórzcie ją.
         Dorcas zaczęła odsłaniać kolejne warstwy pergaminu, aż w końcu Mapa leżała na jej kolanach w całej swej okazałości.
- To jest Hogwart!
- Tak. I śmiem twierdzić, że jest to najdokładniejsza mapa tego zamku jaka kiedykolwiek istniała. No, może poza czasami, kiedy przebywali tu Godryk Gryffindor, Helga Hufflepuff, Rowena Ravenclaw i Salazar Slytherin – odezwał się Remus po długim milczeniu.
- Czekajcie… To jest Dumbledore? – oczy wyszły Lily z orbit, gdy zobaczyła na tym kawałku pergaminu poruszające się imiona i nazwiska.
- Przechadza się w swoim gabinecie – wytłumaczył James.
- Często to robi – dodał Syriusz.
- Czyli…
- Ta Mapa pokazuje każdego w zamku. Gdzie jest, co robi… - wytłumaczył Remus.
- Genialne! – szepnęła Dorcas. – Kiedy ją stworzyliście?
- Pod koniec trzeciej klasy i ulepszaliśmy do połowy piątej.
- A jak sprawić, żeby znów nic nie było na niej widać? – zapytała ciekawa Lily, biorąc Mapę Huncwotów i przyglądając się jej.
- Wystarczy stuknąć o nią różdżką i powiedzieć „Koniec psot”. O tak…
         James nachylił się nad Lily. Był blisko niej, nawet bardzo… Ich spojrzenia spotkały się na chwilę. Rudowłosa poczuła, że serce zaczyna jej mocniej bić.
- Koniec psot.
         Kształty na mapie zaczęły się zamazywać, aż w końcu Mapa stała się zwykłym, trochę zniszczonym kawałkiem pergaminu. Lily podała ją Rogaczowi, który wrócił do poprzedniej pozycji, siedząc naprzeciwko niej, a ich dłonie zetknęły się przy tym. Oboje poczuli iskrę, która przebiegła po ich nerwach – od koniuszków palców przez kręgosłup. Lily wzdrygnęła się lekko. Uznali to za dziwne, ale przyjemne uczucie. Obydwoje spuścili wzrok.
- Remusie, czy chcesz coś dodać? – zapytał nieświadomy niczego Syriusz.
         Pięć par oczu zwróciło się ku Lunatykowi. Pod natarczywymi spojrzeniami stracił pewność siebie
- Wybaczcie, ale nie – wyrwało się z jego ust. Dopiero po chwili dotarło do niego to, co powiedział. – Innym razem, na razie nie mam… nie chcę, abyście wiedziały. Przepraszam -  dodał, krzywiąc się.
- Pamiętaj tylko, że jak będziesz chciał, to zawsze możesz z nami porozmawiać. O tym i o wszystkim innym… Lunatyku.
         Lily uśmiechnęła się do niego. Od dawna domyślała się co dolega przyjacielowi, a dzisiejszy dzień tylko potwierdził jej spostrzeżenia. Nie chciała mu jednak na razie o tym mówić – stwierdziła, że jak sam będzie miał taką potrzebę to ją poinformuję.
- Jutro zmówimy się co do szczegółów naszego śledztwa – powiedziała Dorcas – A my z Lily już pójdziemy.
         Evans skinęła głową potakująco. Wstały i skierowały się do drzwi.
- Ach! Syriusz! – panna Meadowes odwróciła się do Huncwotów tuż przy drzwiach.
- Tak?
- Fajna koszulka, możesz mi taką kupić na święta – odpowiedziała z szerokim uśmiechem wskazując na drzwi od łazienki.
- Masz to u mnie jak w banku – obiecał Łapa z łobuzerskim uśmiechem.
- Trzymam Cię za słowo! Dobranoc!
- Pa – mruknęli Huncwoci do zamykających się drzwi.
         Syriusz i Remus, którzy stali, padli na swoje łóżka.
- No to co? Zemstę na tych parszywych Ślizgonach czas zacząć… - odezwał się Syriusz. -To, co zrobili Marlene nie ujdzie im płazem…

# # #

Dla wszystkich, którzy chcą walczyć i czują magię wszędzie. 
~ Ale mnie wzięło na stare, dobre zespoły ostatnio ~
J.
PS

26 komentarzy:

  1. Jak zawsze rozdział świetny. Akcja się coraz bardziej rozwija i zaczyna się coś dziać. Ciekawa jestem jak to wszystko się rozkręci. ;D
    Fajnie byłoby, gdybyś napisała coś o tym, jak Huncwoci tworzyli mapę ;)
    Pozdrawiam, Ms. Black.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :)
      co do Mapy to miałam taki zamiar i myślę, że już w następnym rozdziale to ujmę :>

      Usuń
  2. Stara, dobra Metallica <3 I ZOMBIES ARE COMING :3
    Rozdział fajny. Ach, jak ja bym chciała romans Dorcas i Syriusza w twoim wydaniu *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciągle mi chodzi po głowie dzisiaj "Nothing Else Matters" i "Knocking to heaven door" Guns'n Roses :P
      planuję akcję Dorcas-Syriusz, ale niestety po skończeniu przez nich Hogwartu :D musisz być cierpliwa :*

      Usuń
    2. Nie jestem cierpliwa.
      Wpadłam ostatnio na genialny pomysł. Dwa opowiadania, jedno takie ,,normalne'' drugie potterowskie. Buahaha, dobre, teraz nie wiem które wybrać.

      Usuń
    3. Ba, żeby jeszcze te strony istniały! :D
      Obiecuję, że jak pojawi się pierwszy rozdział na jednym z nich, to automatycznie link znajdzie się w komentarzu na twoim blogu :)

      Usuń
    4. No, ja mam nadzieje! Inaczej byś musiała uciekać przed Cruciatusami xD

      Usuń
    5. Tak twierdzę, że decyduję się na potterowskie. Zawsze będę do tego wracać, choćby nie wiem co. Czasy Toma Riddle'a ci odpowiadają, Julie? :)
      I szykuję niespodziankę! Napewno ci się spodoba, ale przekonasz się w styczniu - pocieszę cię i powiem, że z opowiadaniem startuję pod koniec listopada/początek grudnia. A, jakbyś chciała pogadać, masz moje gg: 8225068 :)

      Usuń
    6. Czasy Riddle'a? Szczerze powiem, że nie czytałam jeszcze nic z tego działu, ale zawsze musi być ten pierwszy raz! Już jestem ciekawa ^^ JUUUHHHUU! Nareszcie coś napiszesz :3
      Och, dzięki za GG! Jestem wręcz pewna, że niedługo napiszę xd :*

      Usuń
    7. SZPOKO XD

      Usuń
  3. świetne . ;D zapraszam do mnie http://onelovefremione.bloog.pl/?ticaid=6f77f
    dopiero zaczynam i dobrze by było gdyby ktoś to czytał xd ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :>
      Gdy tylko znajdę trochę czasu to oczywiście zajrzę! :)

      Usuń
  4. http://love-is-magic.bloog.pl/ - jest już 3 rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętasz może opowiadanie BYĆ JEDNYM Z HUNCWOTÓW BYĆ ŁAPĄ?
    Zrezygnowałam z pisania go i zabrałam się za zupełnie inną, odmienną i lepszą (mam nadzieję) historię. Zapraszam!
    www.przypadek-charpentier.blogspot.com

    Przepraszam za SPAM *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Merlinie, Caro! jak mogłaby, nie pamiętać tego opowiadania! :D
      oczywiście - już wchodzę! <3 NARESZCIE <3

      Usuń
  6. Świetny !! :D:D:D
    Jak zwykle zresztą ; *
    Kiedy kolejny ? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. + wyłącz weryfikację obrazkową, wrrr

    Tej, no, ja myślałam, że Cię ukatrupię, normalnie, jak się skapłam, że nie działa pod tym adresem. z nadzieją weszłam na fejsa i bogu dzięki, znalazłam nowy XD
    kurde, jaka szkoda, że po znajomości nie można oceniać :C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co? jaka weryfikacja obrazkowa? XD

      za długi był! :D ale na Erze Krytyki już napisałam :> no cóż, chcę się dowiedzieć całej prawdy o tym blogu, a twoją opinię już znam, Kochana! <3 :*

      Usuń
    2. + że jak ten no, piszesz komentarz, to musisz jakiś kod wpisywać. masz instrukcję: ustawienia -> posty i komentarze -> włącz werifkację obrazkową -> tak/nie :D
      życie ułatwisz ludziom :>

      taaa, ale na pewno bym coś znalazła, gdybym się uparła XD nie no, żarcik. tak wgl, to napisz mi na gadu, bo tak publicznie rozmawiać nie będę XD

      Usuń
    3. myslałam, że wyłączyłam to cholerstwo! -.- dz-dziękii! XD

      haha, spoko! boże, nie byłam na gg od wieków :P

      Usuń
    4. nadszedł ten czas, no nie? XD

      Usuń
    5. occchhh, jak miło bez tego przepisywania XD

      Usuń
  8. http://love-is-magic.bloog.pl/
    Jest 4 rozdział. Zapraszam do komentowania.

    OdpowiedzUsuń