niedziela, 21 października 2012

Rozdział 8: "Mroczna propozycja"


Minęło kilka dni. Lily spędzała je tradycyjnie na nauce oraz rozmowach z przyjaciółmi. Starała się jednak, a wręcz natrętnie przypominała sobie, że James Potter to tylko kolega i nie należy go traktować inaczej niż resztę osób z jej otoczenia. Nieświadomie ukrywała w sobie, że jest inaczej. Ignorowała też to, że już prawie zupełnie zapomniała o ich relacjach z przeszłości. Dlatego, gdy tylko mogła starała się unikać chłopaka oraz jak najmniej z nim rozmawiać.
Przyjaciółki zauważyły, że coś jest nie tak. Przeczuwały o co może chodzić, ale nie chciały wyciągać z Lily nic na siłę – wiedziały, że w końcu im powie co jej leży na sercu. Na razie zwracały jej tylko uwagę (co zdarzało się coraz częściej), że dość często odpływa w ocean własnych myśli nie interesując się wszystkim co jest wokół niej.
- Słuchasz mnie? Merlinie, ona znów nikogo nie słucha…
Trzy przyjaciółki siedziały właśnie w bibliotece, pochylone nad książkami. Zaraz miały obronę przed czarną magią, jednak ówcześnie Marlene chciała zajrzeć do jednej książek.  Rozmawiały szeptem, gdyż pani Pice, szkolna bibliotekarka, co jakiś czas zerkała na nie surowym wzrokiem. Dorcas wygłaszała właśnie swój monolog odnośnie beznadziejności eliksiru tojadowego.
- Co? – ocknęła się rudowłosa.
Dor westchnęła.
- Usprawiedliwiajmy to dalej jesienną depresją, bo inaczej i tak nie dojdziemy do porozumienia – powiedziała brunetka ze znudzonym wyrazem twarzy. 
W tej chwili po Hogwarcie rozniósł się dźwięk dzwonka.
- Nie wiem o co ci chodzi, Dor – rzekła Lily, chowając książkę do torby.
- Pośpieszmy się, bo Conner nie lubi kiedy się spóźniamy – przypomniała im Marlene i we trójkę opuściły bibliotekę.

###

- Witam wszystkich, siadajcie.
Profesor William Conner był chudym, łysiejącym mężczyzną o miłym wyrazie twarzy. Gdyby przyjrzeć mu się bliżej, można zauważyć na jego policzku delikatną szramę, zapewne zdobytą w walce z jakimś przestępcą. Bowiem, profesor Conner był emerytowanym aurorem, który za czasów swojej młodości zapełnił wiele celi w Azkabanie.
Gryfoni mieli wrażenie, że od początku roku nauczył ich więcej, niż poprzedni nauczyciele przez sześć lat. Sam Connera dziwił się, że tak wielu z nich zdołało zdać SUM-y z tego przedmiotu.
- Dzisiaj omówimy bardzo poważny i mroczny temat… - zaczął, gdy w klasie zapanowała cisza, która była normalnością na tych zajęciach. Profesor cenił sobie spokój, a jego uczniowie to doceniali - … ale musimy go omówić biorąc pod uwagę coraz to bardziej pogarszającą się sytuację w naszym świecie.
Spojrzał uważnie na uczniów. Tak jak się spodziewał na ich twarzach pojawiło się najpierw niezrozumienie, a potem przerażenie pomieszane ze smutkiem. Tak, doskonale zdawali sobie sprawę co się dzieje. W końcu codziennie lista porwanych lub zagubionych czarodziejów powiększała się co najmniej o jedną osobę, a Prorok Codzienny, mimo częstych skłonności do kłamania, w tej kwestii był całkowicie szczery. Nie obyło się też bez kilku zdjęć poszukiwanych Śmierciożerców, którzy uśmiechali się złowrogo z pierwszej strony do czytających. Ludzie coraz bardziej odczuwali powagę sytuacji.  
- Otóż poznacie dzisiaj Zaklęcia Niewybaczalne – oznajmił profesor po chwili ciszy.
Spodziewali się tego. Mimo tego, kilka Puchonek pisnęło prawie bezgłośnie. Gryfoni zachowali kamienne twarze.
- Ktoś powie mi może co to są te Zaklęcia Niewybaczalne? – zapytał klasę.
Lily po raz pierwszy podniosła rękę, by zgłosić się do odpowiedzi, z wahaniem. Czuła, że dłoń delikatnie jej drży. Przełknęła ślinę. Te uroki były dla niej jak najgorsze przekleństwa. Kątem oka zerknęła po klasie. Każdy patrzył się w inną stronę – jakby nagle ciemne ściany klasy stały się interesujące. Identycznie zresztą było z blatami ich ławek. Było to tylko dowodem na to, że wszyscy je znają, ale nie chcą mieć z nimi jakiegokolwiek doświadczenia. Nikt oprócz Lily nie podniósł ręki.
- Panno Evans?
W gardle dziewczyny pojawiła się wielka gula. Mimo tego udzieliła odpowiedzi cichym i załamanym głosem:
- Są trzy. Cruciatus torturuje, a tak dokładnie wywołuje ból całego ciała, nie pojawiają się jednak przy nim żadne obrażenia zewnętrzne. Drugie to Imperius. Sprawia, że osoba, która je rzuciła może kontrolować człowieka będącego pod jej działaniem. Robi z niego marionetkę. Jest jeszcze trzecie… - tutaj się zawahała. Nie chciała wypowiadać tego na głos.
- Tak? – nalegał profesor, bo wiedział, że Lily je zna.
Rudowłosa zamknęła oczy i z zachrypniętym głosem pełnym bólu wyszeptała:
- Avada Kedavra. Zabija ofiarę na miejscu nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Użycie któregokolwiek z nich karane jest dożywociem w Azkabanie.
Lily wbiła wzrok w blat ławki. Tak bardzo bała się tych klątw, nie chciała nawet o nich słyszeć. Miesiąc temu mogły zabić jej rodziców, za pół roku mogły zabić ją albo jej przyjaciół. Sama taka świadomość sprawiała tak straszny ból.
- Dokładnie. Piętnaście punktów dla Gryffindoru – pochwalił dziewczynę, uśmiechając się blado i wyrozumiale – Najgorszym faktem jest jednak to, że nie ma przed nimi innej obrony jak ucieczka. Zaklęcie Tarczy nie działa na nie zupełnie. Najważniejsza jest po prostu stała czujność – powiedział smutno – Niestety muszę stwierdzić, że są osoby, które chcą na was te klątwy rzucić…
Nastała cisza.
- Na razie spiszcie to wszystko, a potem przejdziemy dalej – dodał po chwili.
Machnął różdżką sprawiając, że tablica pokryła się jego drobnym pismem. Wszyscy sięgnęli po pióra i w ciszy, w której nie było słuchać nic więcej niż dźwięk skrobania piór o pergamin.

###

Z klasy wyszli w dość ponurych nastrojach. To była ich ostatnia lekcja, więc skierowali się do swoich Pokojów Wspólnych – Puchoni poszli w stronę kuchni, a Gryfoni do portretu Grubej Damy.
- Ja muszę zajrzeć jeszcze do biblioteki – odezwała się w połowie drogi Lily. Przyjaciółki spojrzały się na nią pytająco – Idźcie, ja zaraz wrócę – uspokoiła je z delikatnym uśmiechem.
- Będziemy w Pokoju Wspólnym – poinformowała ją Marlene i ruszyły w przeciwną stronę co rudowłosa.
Szła powoli pustym korytarzem. Wszyscy zapewne byli już na obiedzie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że pójście do biblioteki było tylko wymówką – potrzebowała chwili samotności.
Było coraz gorzej. Miała na myśli oczywiście sytuację czarodziejów. W dzisiejszym Proroku napisali, że wymordowano całą wioskę w północnej Anglii. Jeszcze ta lekcja… Jak długo miał trwać jeszcze taki terror? Czy można było temu zapobiec? Lily chciała, ale nie miała pojęcia jak. Udać się jej to może tylko po wyjściu ze szkoły. Choć w sumie… Jak pomóc w tym może praca w Mungu? Bardzo jej pragnęła, ale nie pomoże ona wiele w ujarzmianiu Śmierciożerców i samego Voldemorta. A na aurora niestety się nie nadawała – nie specjalizowała się w pojedynkach. Bo gdzie miałaby się ich nauczyć? Na tych prymitywnych zajęciach obrony przed czarną magią z poprzednich lat? Gdyby nie jej zainteresowanie nauką nie wiedziałaby tak dużo na ten temat. Poza tym, dopiero profesor Conner nauczył ich czegoś sensowniejszego niż wiedza o kapturkach i trytonach. Musiała jednak coś robić, nie mogła siedzieć bezczynnie…
Poczuła jak na kogoś wpada. Książki wypadły jej z rąk, więc schyliła się szybko, by je pozbierać.
- Przepraszam bardzo, zamyśliłam się – wydukała po czym spojrzała na osobę, którą potrąciła. Była pewna, że nie tego ucznia Hogwartu się tu spodziewała.
- Nic się nie stało, Lily?
Severus Snape stał przed nią niczym nietoperz. Jego czarne, tłuste włosy otulały jego bladą i chudą twarz, która nie wyrażała żadnych emocji. To samo zresztą można było powiedzieć o jego czarnych jak magia, w której się lubował, oczach.
- Sev…
Lily była bardzo zdziwiona. Nie spodziewała się go tutaj. W dodatku bez towarzystwa Avery’ego, Mulcibier’a oraz Regulusa Blacka, młodszego brata Syriusza, z którym nie utrzymywał żadnych kontaktów, tak samo jak z resztą rodziny. Poza tym, nie rozmawiała z Severusem od owego wydarzenia po egzaminach w piątej klasie, kiedy o nazwał ją „szlamą”. Teraz powód, dla którego ich przyjaźń przestała istnieć zdawał się być absurdalny. Żałowała, że nie przyjaźnili się już. Brakowało jej go. Ale nie tego Severusa, który lubił czarną magię i zadawał się ze ślizgońskim towarzystwem, które miało zadatki na dołączenie do armii Voldemorta, ale tego, którego znała jako dziecko, tego które powiedział jej o świecie magii i ją w niego wprowadził.
- Dawno nie rozmawialiśmy, przejdziemy się? – zapytał jakby znów byli w piątej klasie, a wszystko było beztroskie.
- Jasne – odpowiedziała z uśmiechem. Zauważyła przy tym dziwny blask w oczach Ślizgona.
- Chodźmy na błonia – zaproponował.
Rzeczywiście, pogoda wyjątkowo dopisywała tego dnia. Mimo, że słońce się nie pojawiło to nie padało i nie wiał wiatr. Skierowali się ku wyjściu z zamku.
- Lily, ja chciałem Cię jeszcze raz przeprosić – powiedział po chwili cichy Snape – Wtedy, naprawdę nie chciałem Cię tak nazwać…
- Och, zapomnijmy o tym – przerwała mu dziewczyna – To było dawno temu. Było minęło… - uśmiechnęła się.
Wyszli z zamku. Poczuli, że chłodne powietrze otula ich ciała. W końcu nie mieli na sobie nic oprócz codziennych szat. Skierowali się ku jeziorze.
- Zauważyłem, że dużo czasu spędzasz z Potterem i Blackiem… - zaczął krzywiąc się lekko.
- Tak, zaprzyjaźniliśmy się, to prawda – odparła, nie wiedząc ku czemu zmierza chłopak.
- Wydaje mi się, że nie przepadałaś za nimi – kontynuował patrząc się w stronę Zakazanego Lasu.
- Zmienili się – odpowiedziała krótko i spojrzała uważnie na nic nie wyrażającą twarz przyjaciela. Czasami tak bardzo denerwowało ją, że nie mogła wyczytać z jego oblicza emocji, które właśnie odczuwa.
- Nie wydaje mi się – mruknął.
Lily stanęła w miejscu. Severus spojrzał na nią zdziwiony.
- Sugerujesz coś? – zirytowała się mrużąc oczy.
- Uważam… że nie są dla ciebie odpowiednim towarzystwem… - plątał się Snape.
Rudowłosa prychnęła jak najeżona kotka. Tego było za wiele!
- I kto to mówi! Osoba, która zadaje się z przyszłymi Śmierciożercami! – wybuchła – No bo przecież nie możesz zaprzeczyć, że taki jest wasz cel, prawda?
Patrzyła na niego intensywnie. Była zdenerwowana. I to strasznie. Dopiero po chwili do niej dotarło, że mimo swych racji lub ich braku oceniała go pochopnie.
Severus nie odpowiedział, tylko patrzył się uporczywie na swoje zniszczone buty, grzebiąc nimi nerwowo w ziemi.
- Och, no jasne…
Lily zaczęła iść w stronę zamku, jednak zatrzymał Severus zatrzymał ją.
- Czekaj! Nie chce się znów kłócić, muszę z tobą o czymś porozmawiać! – krzyknął za nią.
Odwróciła się i założyła ręce na piersiach.
- Słucham – powiedziała oschle.
- Widzisz… Pisuję z moimi znajomymi… - zaczął, zapewne nie chcąc wypowiadać kim oni są – … i doszły mnie słuchy, że Czarny Pan… – tu spojrzał na Lily badając jak zareaguje na to imię.
Ona pozostała niewzruszona, jednak tylko z zewnątrz – w okolicach serca poczuła nieprzyjemne i smutne ukłucie. „Więc to prawda, Severus jest Śmierciożercą…” – dudniło w jej umyśle.
- Czarny Pan chce Ciebie w swoich szeregach – wydukał szybko.
Lily zamurowało. Otworzyła usta po to, by za chwilę je zamknąć. Nie wierzyła w to co usłyszała. Było to jednak prawdą. W głowie miała istny mętlik.
- Skąd on… Skąd Voldemort o mnie wie? – zapytała cicho z zamkniętymi oczami.
- Widzisz… - zaczął niepewnie Snape – Ja z nim koresponduje i tak wyszło, że…
- Powiedziałeś mu o mnie?! – krzyknęła Lily. Tego się nie spodziewała. Wszystkiego, ale nie tego – A wspomniałeś mu, że  jestem… że jestem szlamą?! Zwykłą, brudną szlamą?! Czyżby wielmożny Czarny Pan nagle zapragnął mieć w swoich szeregach mugolaka?!
Nie była wściekła – była spanikowana. W oczach zebrały jej się łzy. Teraz mógł ją dopaść w każdej chwili… Nie tylko ją, ale też jej rodzinę. Przecież Petunia była na studiach, nie wiedziała co się dzieje…
Spojrzała na twarz Ślizgona. Jego mina wyrażała wszystko.
- Nic mu nie napisałeś o moim pochodzeniu… No jasne – prychnęła, nie chcąc okazywać swoich prawdziwych uczuć – Czy ty wiesz, że on mnie teraz zabije? Tak samo jak najbliższe mi osoby? Nie spodziewałam się tego po tobie, Severusie…
Już miała odchodzić, kiedy z jego ust padło pytanie:
- Czyli jaka jest twoja odpowiedź?
Spojrzała na niego jak na osobę, która nie jest w pełni zrównoważona psychicznie. Postanowiła to jednak przemilczeć.
- Nie. Nie dołączę do Voldemorta, nie zostanę… Śmierciożercą. Póki żyję… I po śmierci też.
Spojrzała na niego oczami pełnymi smutku.
- Nie wiem jak śmiałeś zadać mi w ogóle takie pytanie… Żegnaj, Severusie.
Odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem w stronę zamku, chcąc jak najszybciej znaleźć się we własnym dormitorium, i zostawiając chłopaka samego.

###

Remus Lupin stał przy oknie patrząc na błonia Hogwartu. Westchnął cicho. Wyglądał inaczej niż zawsze. Jego twarz jakby postarzała się i przybrała szary odcień, a małe blizny szpecące jego przystojne oblicze stały się bardziej widoczne. Pod błękitno-szarymi oczami pojawiły się fioletowe cienie. Cała jego postawa wyrażała smutek.
Chłopak drgnął lekko, gdy drzwi do pokoju otworzyły się cicho, a do pomieszczenia wszedł Syriusz. Remus zwrócił głowę w stronę przyjaciela, uśmiechnął się smutno i powrócił do poprzedniej pozycji. Black z miejsca rozpoznał, że coś jest nie tak.
- Luniak, co jest? – zapytał, podchodząc do okna i opierając się o parapet tak, by być przodem do Remusa.
- Dzisiaj pełnia – odrzekł cicho po chwili ciszy.
Syriusz uśmiechnął się szeroko na myśl o kolejnej szalonej nocy spędzonej z przyjaciółmi na wędrówce po okolicach Hogwartu i Hogsmeade. Remus, widząc wyraz twarzy przyjaciela spojrzał na niego smutno.
- No tak, dla was to jest świetna zabawa – powiedział i odwrócił się z zamiarem wyjścia z dormitorium. Czuł się niezrozumiany, nawet przez swoich przyjaciół.
- Remusie, czekaj! – zawołał Syriusz w momencie kiedy był już przy drzwiach. Odwrócił się w jego stronę.
- No co? – zapytał dobitnie Lupin i podszedł do Syriusza. Ich twarze dzieliło kilka centymetrów – Przecież wiem, że wy to tak traktujecie. Jak zabawę – prychnął – Ale dla mnie to nie jest zabawa. To jest koszmar.
Jego ziarnice rozszerzyły się – był zły. Czuł ogarniającą go wściekłość na przyjaciół. Oni nic nie rozumieli…
- To nie tak… - zaczął Łapa, nie do końca wiedząc co chce powiedzieć. Był zdziwiony zachowaniem przyjaciela.
- Nic nie rozumiecie, nic… – wysyczał w jego stronę wściekły blondyn – Nie wiecie jak to jest, kiedy zmienia się w potwora, jak to jest nim być! Nie przeżywacie za każdym razem tego bólu, do waszej przemiany wystarczy tylko silna wola. A ja? Pomyśleliście kiedyś o tym jak ja się czuję? Że to nie jest dla mnie śmieszne? Że są dni, kiedy mam ochotę rzucić się z Wieży Astronomicznej, bo nie mogę wytrzymać z myślą, że jestem bestią? Czy ty Syriuszu myślałeś kiedyś o tym?
Remus patrzył na bruneta intensywnym wzrokiem. Wiele razy marzył, by wydusić to z siebie, jednak nie był w stanie. W końcu jednak spędzali z nim te okropne noce, każdą odkąd opanowali do pełni sztukę zamiany w zwierzęta. Był im z to ogromnie wdzięczny, ale miał jednak wrażenie, że nigdy nie myśleli o tym jak on czuje się podczas każdej pełni księżyca.
Syriusz, po przetrawieniu napierających na niego oskarżeń i wyrzutów przyjaciela, był tak zszokowany, że otworzył jedynie usta po to, by po chwili je zamknąć. Nie spodziewał się tego.
Ciążyła między nimi ciężka cisza. Dwójka przyjaciół patrzyła na siebie – Remus ciągle wściekły, a Syriusz z mętlikiem w głowie – prawie stykając się nosami.
- No jasne – parsknął Remus – Nawet nie zaprzeczysz.
Z twarzą przyozdobioną grymasem złości, odwrócił się i wyszedł z ich sypialni mocno trzaskając drzwiami. A Syriusz stał tak w bezruchu, nie wierząc w pełni w zaistniałą przed chwilą sytuację.


###
Witajcie Wizadry!
Co tam u Was? U mnie jakoś leci, choć mogłoby być lepiej :) 
Nie planowałam tego rodziału w ten weekend, ale jakoś udało  mi się napisać. Mam nadzieje, że się z tego powodu cieszycie :) 
Dzisiaj trochę smutniejszy rozdział. Musiałam wprowadzić jednak Severusa i na prośbę jednej z komentujących (prawdopodobnie Belli z tego co pamiętam) dodałam wątek o Remusie wplatając w niego Syriusza :> 
ten rozdział będzie miał swój ciąg dalszy... 
no cóż, a teraz mogę tylko czekać na wasze opinię :] 
Kochająca Was J.  

wbijajcie na funpage'a

~za dużo nauki!~
~jak ja nie lubię zimna!~

15 komentarzy:

  1. jak ładnie !
    tylko nie rozumiem, dlaczego jedną z mych najbardziej lubianych postaci, zamieniłaś w śmieciożercę, tak od razu?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no cóż, dla mnie Snape zawsze zaczynał swą przygodę z Czarnym Panem strasznie wcześnie :P takie przyzwyczajenie xd

      i dziękuję :3

      Usuń
  2. Fajny.
    Ja też dodałam już nowy rozdział zapraszam na love-is-magic.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzeczywiście rozdział trochę przygnębiający. :< Ale jak zawsze świetny. Oczywiście przypadł mi do gustu.
    Znalazłam kilka literówek i chyba w jednym miejscu napisałaś dwa razy to samo słowo. Jak będziesz miała czas, to możesz sprawdzić. :D
    Dziękuję także za umieszczenie wątku z Remusem. No i nawet Syriusz się pojawił. :D
    Pozdrawiam i czekam już na kolejny rozdział
    Ms. Black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i mój "podpis" pochodzi bardziej od Syriusza niż od Belli :D

      Usuń
    2. dziękuję :>
      och przepraszam, nie patrzyłam ale tylko pamiętałam, że albo Bella albo Black :) mam nadzieje, że mi wybaczysz? :D :*

      Usuń
    3. nie ma za co. i nic nie szkodzi. chciałam tylko sprostować :D
      Ms. Black

      Usuń
  4. Jak zwykle rozdział świetny ! :D I znów muszę czekać na kolejny ; cc
    A Snape na tym zdjęciu wyszedł SUPER :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :) spróbuję napisać rozdział jak najszybciej się da :3
      tak, też mi się to zdjęcie podoba :)

      Usuń
  5. trochę mało o Jamesie , ale ogmi się spodobało <3 ile masz lat ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak chciałam trochę odskoczyć od kanonu rozdziału i dać trochę innych bohaterów, bo ile w końcu można pisać o tym jak się zbliżają do siebie z lily! :D a chce przedłućyć ten moment, więc muszę popisać trochę o innych :3

      jestem w pierwszej klasie gimnazjum :)

      Usuń
  6. Jest nowy rozdział na moim blogu : love-is-magic.bloog.pl Zapraszam do komentowania.

    OdpowiedzUsuń