- Merlinie, gdzie ja położyłam tą książkę?
Lily Evans miotała się po dormitorium przekopując je od
góry do dołu. Szukała bowiem książki do eliksirów, które miała jutro, a chciała
jeszcze powtórzyć materiał przed położeniem się do łóżka. Jak na złość nigdzie
jej nie było.
- Dorcas, na pewno jej nie widziałaś? – spytała leżącą na
łóżku przyjaciółkę bawiącą się z kotką rudowłosej – Mordką.
- Nie, Lily. Może zostawiłaś ją w Pokoju Wspólnym? –
zasugerowała brunetka.
- Już sprawdzałam, nie ma jej tam – jęknęła zrezygnowała
dziewczyna i usiadła obok przyjaciółki.
- I co? Znalazłaś ją? – zapytała Marlene, która właśnie
wyszła z łazienki.
- Nie – odpowiedziała niechętnie.
- Sprawdzałaś wszędzie? Może zostawiłaś ją w Wielkiej
Sali?
- Nie, na pewno nie…
Dziewczęta milczały przez chwilę. Lily nie miała pojęcia
gdzie zostawiła tą przeklętą książkę. „Przecież
musi gdzieś być!” – pomyślała.
- Czekaj Lily… A ty jej przypadkiem nie pożyczyłaś
Remusowi? W końcu on swoją zostawił w dormitorium, a chciał coś sprawdzić na kolacji…
- odezwała się Dor.
Rudowłosą olśniło. Uderzyła się w czoło otwartą dłonią.
- No jasne! – krzyknęła – Dzięki, kochana!
I wybiegła z ich sypialni. Usłyszała za sobą śmiech
przyjaciółek. Zamknęła szybko drewniane drzwi i podeszła do tych naprzeciwko.
Widniał na nim kawałek pergaminu z napisem „DORMITORIUM MĘSKIE, ROK SIÓDMY”, a
pod spodem wypisane były nazwiska czterech zamieszkałych tu Huncwotów. Zapukała
dwa razy i nie czekając na odpowiedź weszła do sypialni chłopców.
- Hej, Remus masz może moją książkę od eliksirów? –
zapytała nie witając się szczególnie. Dopiero teraz spojrzała na pomieszczenie
i znajdujące się w nim osoby.
Było to dość zabałaganione (w sumie to słowo nie określa
odpowiednio syfu jaki się tu znajdował) miejsce. Wszędzie walały się brudne
skarpetki oraz papierki po cukierkach i puste butelki od kremowego piwa. Na
szczycie kolumny jednego z łóżek – najprawdopodobniej należało ono do Syriusza,
bo ten właśnie leżał na nim na brzuchu podnosząc głowę i zwracając ją w stronę
dziewczyny – wisiały nawet czerwone bokserki w brązowe odciski psich łap. Jak
już mowa o domownikach tego osobliwego dormitorium to należy wspomnieć, że
Remus siedział na następnym z kolei łóżku z książką w ręku, a obok niego
znajdował się Peter podjadający coś. Cała czwórka patrzyła się na Lily z
wielkim zdziwieniem. Dlaczego czwórka? Bo osoba, która przykuła największą
uwagę dziewczyny stała teraz w połowie drogi z łazienki do łóżek z białą
koszulą w ręku i gołą klatką piersiową. Tą osobą był oczywiście James.
Lily zamurowało. Dokładnie przestudiowała wzrokiem nagą
klatę chłopaka. To prawda, grał w qudditcha, ale Gryfonka nigdy nie
podejrzewałaby, że ten sport może sprawiać, że człowiek TAK wygląda. Bowiem,
James był bardzo dobrze zbudowany. Ba! Wręcz idealnie. Widać było genialnie
uformowane mięśnie ramion. Jednak wzrok najbardziej przykuwał płaski brzuch z
zarysem mięśni. Szata szkolna oraz ubrania doskonale maskowały te doskonałości
chłopaka. Dziewczyna jęknęła cicho.
To wszystko trwało tylko kilkanaście sekund. Tą pełną
zdziwienia ciszę przerwał Remus:
- Tu jest…
Lily otrząsnęła się i spojrzała na blondyna nieprzytomnie,
niechętnie odrywając wzrok od ciała Jamesa. Potter tylko uśmiechał się
szeroko przy okazji targając sobie włosy.
- Co jest? – zapytała, nic nie rozumiejąc.
- No książka… - odrzekł Lupin, a po jego twarzy błądził
uśmiech.
Syriusz chrząknął głośno, co zapewne było próbą ukrycia
rozbawienia.
- A tak… Dziękuję – podeszła do chłopaka i wzięła od niego
tomik, choć zupełnie zapomniała po co on jej go daje – No to ja już pójdę –
wybąkała pośpiesznie i czym prędzej opuściła pomieszczenie. Zamknęła za drzwi, pozostawiając za sobą rozbawionych Huncwotów.
W jednej chwili stała się czerwona jak cegła. Głośny
śmiech Syriusza dochodzący z pokoju, który właśnie opuściła sprawił, że jej
policzki teraz płonęły jeszcze bardziej niż chwilę temu. Chcąc znaleźć się jak
najdalej Huncwotów szybko weszła do swojego dormitorium i rzuciła się na łóżko.
Było jej strasznie gorąco. Przed oczami miała tylko jeden obraz – idealną klatę
Jamesa Pottera.
„To tylko Potter, to
tylko Potter…”
Miała wrażenie, że to zdanie najczęściej ostatnio gości w
jej umyśle. I nie myliła się. W każdym razie biorąc pod uwagę to, że przez
poprzednie sześć lat miało ono formę: „Przeklęty
Potter!” wiadomo było, że coś tu jest nie tak.
Jest połowa października, a on ani razu nie zaprosił jej
na randkę. Nie wyznał miłości. Nie zrobił z siebie dla niej idioty. Ani razu
się nie pokłócili.
„Czy już mu
przeszło?”
Na to pytanie nie mogła znaleźć odpowiedzi. Jeszcze przed
wakacjami cieszyłaby się jak głupia – w końcu półtora miesiąca bez upierdliwego
Pottera to jedyne o czym marzyła w roku szkolnym. Ale czy teraz też tak było?
Polubiła go, to na pewno. Zmienił się. Był miły, zabawny. Dobry kolega.
„Czy aby na pewno
kolega?”
Ostatnio zauważyła, że dziwnie na niego reaguje. Choćby
przed chwilą, czy po meczu qudditcha…
„Te jego oczy…”
Przypomniała je sobie i odpłynęła jak za każdym razem, gdy
w nie patrzyła. Piękne, orzechowe oczy. Orzechowe jak jego zapach, choć on
łączył się jeszcze ze świeżo zaparzoną kawą. Był taki cudny…
„STOP!”
W głowie zapaliła jej się czerwona lampka. Tak nie może
być, na pewno. Trzeba z tym skończyć. W końcu on jest tylko kolegą. TYLKO
kolegą.
„Muszę ograniczyć z
nim kontakt”.
To wiedziała na pewno. Zero dodatkowych rozmów, czy bycia
sam na sam. James Potter to przeciętny uczeń Hogwartu i tak należy go
traktować.
Jej policzki przybrały normalną barwę, a ona sama
uspokoiła się. Tylko w głowie miała okropny mętlik. Powoli usiadła na łóżku.
Poczuła na sobie wzrok przyjaciółek.
- No co? – bąknęła, patrząc w ich stronę.
- Ja już o nic nie pytam, ale wiesz… Mam wrażenie, że
mogłabyś z nami o swoich kłopotach i strapieniach rozmawiać częściej – wytknęła
jej Dorcas.
- Och, dobrze. Przepraszam – odpowiedziała jej Lily z
ciepłym uśmiechem – Jednak ta sprawa to nic ważnego. Syriusz mnie wkurzył i
tyle – wytłumaczyła się.
„Po części to było
prawdą. W końcu śmiał się ze mnie” – usprawiedliwiała się przed samą sobą. Nie lubiła kłamać
– wolała mówić to co myśli, choć w subtelny sposób, a nie jak Dorcas prosto z
mostu.
- No dobra – brunetka przewróciła oczami – Teraz chodź tu
do nas, no! Bo mieszkamy w jednej sypialni, a wieczorami widujemy się tak rzadko jakbyśmy były w
innych domach!
Lily szybko przeskoczyła z łóżka na łóżko i już po chwili
leżała wtulona w przyjaciółki. Wszystkie zanosiły się śmiechem.
- Wiecie co? – zapytała Marlene po chwili ciszy.
- Wiecie co? – zapytała Marlene po chwili ciszy.
- No? – odpowiedziały równocześnie pozostałe Gryfonki, co
wywołało kolejną salwę śmiechu.
- Poznałam kogoś – powiedziała szybko Lena i zrobiła się
cała czerwona.
- Co?! – znów zawołały chórkiem, ale tym razem miały w
pełni zdziwione miny. Blondynka zaczęła się śmiać.
- To Robert McKinnon, Krukon. Też jest w siódmej klasie –
odpowiedziała im, a na twarzy znów zakwitł jej rumieniec.
- TEN McKinnon? To ciacho? I Prefekt Naczelny? – zapytała Dorcas zrzucając z
siebie Lily (od której oberwała książką w ramię) i przekręcając się na bok, by
podeprzeć się na łokciu.
Powiększający się rumieniec na twarzy blondynki tylko to
potwierdził.
- No nie wierzę. Nasza cicha Marlene ma chłopaka –
zaśmiała się Dor.
- To nie jest mój chłopak! – oburzyła się Marlene – Tylko…
- Tylko? – zapytała Lily, a na jej twarzy zagościł szeroki
uśmiech.
- Tylko zaprosił mnie w sobotę na spacer po błoniach
Hogwartu, jeśli oczywiście będzie ciepło – dokończyła, uśmiechając się
nieśmiało.
- A jak nie będzie to jestem przekonana, że i tak coś
wymyśli – dopowiedziała uradowana Lily.
- Merlinie, dziewczyno! Masz randkę z Robertem
McKinnon’em! Trzeba to oblać! – ucieszyła się Dorcas wystając z łóżka – Idę do
Huncwotów, może mają jeszcze jakieś piwo kremowe.
- Dor! Jutro są zajęcia! – skarciła ją Lily, ale na jej
twarzy nadal widniał uśmiech.
- Och, weź wyluzuj Liluś! – zawołała dziewczyna i schyliła
się, by nie oberwać lecącą w jej stronę poduszką – W końcu nie codziennie moja
przyjaciółka zapraszana jest przez jedne z największych ciach w szkole na
randkę!
- To nie jest randka… - zaczęła Marlene.
- TYLKO SPACER. Tak, wiem! – wtrąciły się jej w pół zdania
razem pozostałe dziewczyny. Po raz kolejny tego wieczoru zaśmiały się.
- Dorcas! – zawołała za wychodzącą z dormitorium
przyjaciółką Lily.
- Tak? – odwróciła się, poruszając śmiesznie brwiami.
Lily parsknęła śmiechem.
- Jeśli na łóżku Syriusza nadal będą wisiały takie
czerwona bokserki w odciski psich łap to przemyć je jakoś do nas! – poleciła
jej ze śmiechem – Będziemy miały wykupne!
- Dobra!
I już jej nie było.
- Co? – zapytała zszokowana Lena, dławiąc się ze śmiechu.
- Nie wiem, tak tylko rzuciłam pomysł! – Lily prawie
płakała, wtórując jej.
Potrzebowały takiego odprężenia. Tak dawno się nie śmiały.
Każda miała swoje problemy i zmartwienia – nie chciały się nimi nawzajem
obarczać. Lecz tym samym zaniedbywały ich przyjaźń.
Wróciła Dorcas, a raczej wpadła do ich sypialni
zatrzaskując drzwi i różdżką zamykając je na klucz. Marlene i Lily spojrzały na
nią pytająco.
- Syriusz mnie goni – odpowiedziała z pełną powagą,
zdyszana.
- Masz te bokserki?!
- No tak jakby!
Dorcas wyciągnęła zza pleców rękę, w której trzymała za
gumkę bokserki chłopaka. Dziewczęta wybuchnęły śmiechem.
Nagle rozległo się głośne walenie w drzwi. Trzy
przyjaciółki aż podskoczyły ze strachu.
- ODDAWAJ MOJE BOKSERKI, MEADOWES! – wrzeszczał Syriusz,
dobijając się do ich dormitorium. Robił to z taką siłą, że drzwi lekko trzęsły
się w zawiasach.
- OD KIEDY TO MÓWIMY DO SIEBIE PO NAZWISKU, BLACK? –
odkrzyknęła mu Dor, a następnie przygryzła wargę, by nie wybuchnąć śmiechem.
- Czyste są chociaż – zapytała cicho Marlene wskazując
głową na bieliznę Huncwota.
- Nie wiem, ale w między czasie na wszelki wypadek je
umyłam i wysuszyłam* – odpowiedziała dumna z siebie brunetka.
- A co z tym piwem kremowym?
- Dranie wypili całe w sobotę!
- OD KIEDY ZABIERASZ MI MOJE ULUBIONE BOKSERKI! – wydarł
się w odpowiedzi Syriusz.
Dziewczyny zachichotały.
- Syriusz, pacanie! Różdżka człowieku, różdżka! Od czego
ją masz? – z korytarza dobiegł je głos Jamesa.
Lily zarumieniła się lekko wbrew sobie, ale na szczęście
dziewczyny tego nie zauważyły, bo pochłonięte były płakaniem ze śmiechu.
Rudowłosa szybko zrozumiała sens słów chłopaka i przeczołgała się po łóżku, by
dosięgnąć różdżkę leżącą na jej szafce nocnej.
- Aloho… -
dobiegło je zza drzwi.
Lily jednak była szybsza.
- Colloportus! – krzyknęła, zapieczętowując drzwi i na razie
pozbywając się niechcianych wizyt Huncwotów.
- Przeklęte baby! Wrócę po nie! –
syknął Syriusz.
- A chcesz dostać upiorogackiem,
Black? – krzyknęła Dorcas.
W odpowiedzi usłyszała kroki dwóch
Gryfonów oraz trzask zamykanych drzwi. Odczekała chwilę i szybko rzuciła się na
łóżko, które zajmowały jej przyjaciółki. Marlene przechwyciła bokserki Syriusza
i podniosła je do góry dokładnie się im przyglądając.
- Co z nimi robimy? – zapytała.
- A masz jakiś pomysł? –
odpowiedziała pytaniem Dorcas.
- Jak myślicie… - zaczęła Lily –
jak zareagowałyby fanki Syriusza, gdyby zobaczyły jego majtki lewitujące w
wejściu do Wielkiej Sali?
Na jej twarzy malował się chytry
uśmieszek.
- Nie-wierzę. Lily Evans, prefekt
naczelny właśnie zaproponowała coś co na pewno sprzeczne jest z regulaminem –
rzekła Dorcas.
- Nie przesadzaj już! – zaśmiała
się rudowłosa – Poza tym, niby który przepis złamiemy? – zapytała.
- No nie wiem… Chodzenie w nocy po
zamku? – zaproponowała Marlene.
- A kto powiedział, że mamy to
zrobić w nocy!? Wystarczy, że rano pójdziemy bardzo wcześnie na śniadanie –
odpowiedziała wesoło Lily.
- Nie poznaje Cię, Evans!
- To nasz ostatni rok w Hogwarcie!
I ma być tym najlepszym… - odpowiedziała na to rudowłosa i przytuliła oby dwie
przyjaciółki. W oczach pojawiły jej się łzy.
W głowach trzech przyjaciółek
widniało teraz identyczne zdanie:
„Niech ta chwila trwa wiecznie”.
###
Jak zaplanowały trzy przyjaciółki – tak się stało. Już
pierwsze osoby wchodzące na śniadanie podziwiały czerwone bokserki Syriusza
Blacka. Oczywiście, trzy Gryfonki musiały dołączyć do nich wielką
czerwono-złotą szarfę z dopiskiem „Własność Syriusza Blacka”.
Najśmieszniejsze było to, że wszystkie fanki Huncwota
nagle zapragnęły poznać zaklęcia, które sprawią, że lewitujące bokserki wpadną
prosto w ich ramiona. Lily jednak zadbała o to, aby nikt oprócz niej ich nie zdobył.
To było ich najdłuższe śniadanie. Siedziały w Wielkiej
Sali od świtu, by podziwiać reakcje uczniów na zamieszczony tam przez nie
prezent. Jak na razie żaden nauczyciel nie zwrócił na to uwagi z czego bardzo
się cieszyły. Co chwila śmiały się z coraz bardziej zdziwionych min
Hogwartczyków.
I w końcu nadeszła ta chwila – do Wielkiej Sali wkroczyli
Huncwoci.
- Fajne gacie, Black! – krzyknął jeden ze Ślizgonów, a
reszta jego kumpli ryknęła śmiechem.
Dziewczyny uśmiechnęły się pod nosem i jak gdyby nigdy nic
zaczęły rozmawiać o ostatnim przerabianym temacie z transmutacji. Kątem oka
zauważyły, że czwórka Gryfonów z ich rocznika podchodzi do nich.
- Cześć dziewczęta – przywitał się James, siadając obok
Lily. Widać było, że jest dość rozbawiony tą sytuacją. Obok Dorcas usiadł za to
Syriusz. Remus z Peterem usiedli naprzeciwko nich tak, że ścisnęli między sobą
Lenę.
- Och, cześć Huncwoci – przywitała się obojętnie Lily, a
następnie wzięła łyk soku dyniowego.
- Ładny poranek, prawda? – zapytał Syriusz.
Dziewczyny spojrzały na siebie – oni znów coś
wymyślili.
- Tak, ładna dziś pogoda – odparła Marlene – Nawet słońce
świeci!
- Szkoda by było, gdyby nagle zaczął padać deszcz… -
zaczął Peter, wdychając i biorąc kęsa jego ulubionego pasztecika dyniowego.
Trzy przyjaciółki teraz już nic nie rozumiały. Spodziewały
się, że zaatakują od razu! Każda z nich odwróciła się do siedzącego najbliżej
niech Huncwota i zapytała (co dało efekt małego chórku):
- O co Wam chodzi?
Lily przyjrzała się uważnie twarzy Jamesa. Błądził na niej
uśmiech, ale szatyn starał się zachować powagę.
- O nic – odpowiedział, a jego dłoń powędrowała do włosów,
by je potargać.
Dziewczyna przewróciła tylko oczami. Już chciała wrócić do
jedzenia, kiedy nagle spostrzegła, że nad jej głową lewituje pomarańczowy
balon. Był czymś wypełniony.
- Co to … - zaczęła patrząc się do góry, ale nie dane jej było skończyć, bo
balon wylądował na jej głowie, rozbijając się i oblewając ją – jak się okazało
– wodą. Była mokra. Wszędzie.
Zaczerpnęła głośno powietrze. Z tego co usłyszała, Dorcas
i Marlene spotkał ten sam los, bo wydały podobny dźwięk do niej. Lily otworzyła
oczy. Nikogo przed sobą nie zobaczyła. Odwróciła się w stronę przyjaciółek,
rozglądając się wokoło, ale Huncwoci zniknęli.
- Uciekli! Dranie! – krzyknęła Marlene.
- Ja ich dorwę! Zapamiętają do końca ich nędznego życia,
że nie należy zadzierać z Dorcas Meadowes – syknęła brunetka.
- Dziewczyny, uspokójcie się – odezwała się Lily, o dziwo
spokojna. Sama się sobie dziwiła – kilka miesięcy temu była za takie coś zdolna
zabić. – My zaraz będziemy suche, a oni i tak pozostają bez majtek.
###
* Nie zapominajmy, że mieli różdżki, a z nimi wypranie i wysuszenie majtek w drodze między jednym, a drugim dormitorium jest to możliwe :>
Hi Wizards!
Co tam u Was?
U mnie już dobrze, trzy najgorsze dni mam za sobą, ufff! Teraz to już tylko z górki ♥
Rozdział się pojawił wcześniej niż podejrzewałam :> A macie sobie! J. wraz z przyjściem prawdziwej, złotej, polskiej jesieni jest od razu weselsza i milsza dla ludzi :)
Ale tutaj nie o tym! Jak Wam się podoba rozdział? Starałam się, aby odciągnąć trochę akcję od relacji Lily-James, bo ostatnio z dużo się działo. Między nimi oczywiście :> Jeśli widzicie jakieś błędy to proszę o wytknięcie mi ich, a wręcz nalegam!
Może jesteście zawiedzeni żartem Huncwotów, ale spójrzmy na to trzeźwo! Co jak co, ale jestem pewna, że nie posunęliby się do czegoś więcej! Przecież Fred i George też nie robili takich super wielkich żartów na co dzień - to miała byś taka mała zemsta na dziewczynach i tyle. Mam nadzieje, że rozumiecie o co chodzi :>
Kolejna sprawa! Zapraszam Was do zakładek "Drogi Czytelniku!" oraz "Autorka" - zostały one uzupełnione zupełnie nową treścią. Poza tym, jak widzicie (znów!) zmieniłam wygląd bloga oraz (NOWOŚĆ!) jego adres. Gorąco marzę o tym, aby się Wam spodobało :)
Mam nadzieje, że dobrze dobrałam piosenki... Piszcie, co o tym sądzicie i dawajcie tytuły piosenek :>
Na dzisiaj to chyba tyle...
Życzę Wam samych miłych jesienny wieczorów (bez deszczu i chłodu) przy kubku kakaa :)
Kochająca Was
J.
P.S.
Like'ujcie kochani!
-> Jaram się Tobą, jak Potter Lily (mine),
-> Jesteś tak słodki jak Łapa :3 (Karo's).
ZAPRASZAM :)
genialnie! i piosenki świetne <3
OdpowiedzUsuń-A
dziękuję :>
Usuńwszystko jest perfekcyjne <3
OdpowiedzUsuńi dzięki za polecenia fanpage ;)
~K.
dziękuję i proszę :)
Usuńświetne:D czekamy na następne części :>
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tym rozdziale ! :D
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwościom na kolejny :)
miło mi ^^
Usuńbloooog świetny wygląd też superrrr aczkolwiek ździwiłam sięże adres zmieniłaś bo chciałam wejść a tu zonkkk bloga nie ma dobrzre że na twojego fan paga weszłam :3 OBY TAK DALEJ a BLOG GENIALNY ! <3 :*
OdpowiedzUsuńdziękuję :) i przepraszam za utrudnienia ;D
UsuńRozdzizał fajny , czekam na wiecej ; )
OdpowiedzUsuńBastille - Flaws <-- jaram się tą piosenką<3
dziękuję :)
Usuńkocham ją! *.*
Jeden z lepszych rozdziałów. Czytałam go z uśmiechem na ustach. Świetnie to wymyśliłaś z gołą klatą Jamesa. :D Proszę o więcej tego typu scen. :P
OdpowiedzUsuńByłoby super gdybyś napisała coś więcej o Remusie i Syriuszu. Zwłaszcza o tym drugim. :P Uwielbiam Łapę i chętnie przeczytałabym coś o jego miłosnych perypetiach bądź jakiś tarapatach, w które sam się wpakował. :D
Czekam z niecierpliwością na więcej. Pozdrawiam,
Ms. Black
http://www.facebook.com/pages/Na-gacie-Merlina/189491731183975
http://frytka.deviantart.com/art/My-Julia-HP-79811730?q=gallery%3Afrytka%2F16979&qo=46
Usuńmoże Julia byłaby odpowiednia dla Syriusza ? :P
Ms. Black
cieszę się, że ci się podoba :> pomysł wpadł mi do głowy przez umieszczony pod rozdziałem obrazek :D
Usuńa co do Syriusza i Remusa... ich wątki rozwinę później, teraz skupiam się na Lily i Jamesie, wchodzę też w historię miłosną McKinnon'ów :)
Tak więc czekam z niecierpliwością na te wątki. ;) Mam nadzieję, że będzie ciekawie.
UsuńMs. Black
Świetnie. Zapraszam do mnie. To też jest opowiadanie o Lily i Jamesie. http://love-is-magic.bloog.pl/
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
Usuńjuż czytam! :D
Miło mi. Jak już przeczytasz to prosze o komentarz czy nadaję się do pisania czy nie.
UsuńDziękuję za komentarz i przeczytanie :)
Usuńdziękuję za informację, ale nie musisz się trudzić, bo widzę kiedy rozdział się pojawia :)
OdpowiedzUsuńUwaga Spam!!
OdpowiedzUsuńautorka z góry przeprasza i jeśli nie jesteś zainteresowany/a zwyczajnie skasuj posta nie kierując obraz wobec jego autorki.
Czy zastanawialiście się kiedykolwiek jaki wpływ na dalsze życie mają wasze decyzje?
Myśleliście o tym czy zmieniłoby się cokolwiek gdybyście w pewnych sytuacjach zachowali całkiem inaczej?
Czy w jakikolwiek sposób sądzicie, że macie wpływ na swój los?
Ona myślała że go ma.
Ginny to zwyczajna Gryfonka zakochana i szczęśliwa u boku wybranka swojego serca Harrego Pottera.
Ma wszystko o czym może marzyć dziewczyna w jej wieku a jednak pewnego dnia wszystko nagle się zmienia.
Za sprawą tragicznego w skutkach ataku Śmieciorżerców na ulicę Pokątną Ginny traci pamięć a wraz z z tym niespodziewanie zmienia się jej całe życie.
Zagubiona w świecie własnej rzeczywistości Ginn musi odnaleźć swoje własne ja, ale nic nie jest łatwe.
Wciąż nękają ją tajemnicze sny, które musi dzielić ze swoim największym wrogiem Draco Malfoyem, który wyzwala w niej dziwną i nieokiełzaną moc za każdym razem kiedy się spotykają.
Co naprawdę łączy te dwójkę i czy to wszystko jest dziełem przypadku?
Jak zachowa się Ginny, gdy będzie musiała wybierać pomiędzy tym, co jest słuszne a głosem własnego serca?
I czy jej decyzja okaże się słuszna wobec tego, od którego powinna trzymać się z daleka?
Jeśli jesteście ciekawi zapraszam serdecznie na: http://.niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com.
Autorka życzy przyjemnej lektury!!
uwielbiam to jak piszez <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie - potterowe autografy i jeszcze więcej magii ;)
dziękuje, bardzo mi miło :>
Usuńpostaram się zajrzeć :)
Zapraszam. Jest już pierwszy rozdział ♥
OdpowiedzUsuńhttp://love-is-magic.bloog.pl/
dziękuję za informację, już czytam :)
Usuń