piątek, 5 października 2012

Rozdział 6: "Mecz i błoto"


- Jeśli przegramy ten mecz możemy pożegnać się z Pucharem.
Atmosfera w szatni była napięta. Choć w sumie to określenie było bardzo łagodne – w tym malutkim pomieszczeniu aż emanowało podenerwowaniem i stresem.
Wszyscy obecni tu mieli skupione miny. Sześcioro z nich stało, opierając się o miotły i patrząc na swojego kapitana. On sam wyglądał na bardzo spiętego.
- To mój ostatni mecz ze Slytherinem w karierze szkolnej. Tak samo zresztą jak Syriusza. Chyba chcecie zapisać się w historii Hogwartu jako wieczni zwycięzcy, prawda? Bo ja tak i mam nadzieje, że moje oczekiwania będą spełnione. Wszystko jasne?
James przebiegł surowym wzrokiem po członkach jego drużyny.
- Wiadomo chociaż, dlaczego dzisiaj z nimi gramy? Ten mecz powinien odbyć się za ponad miesiąc! – zabrała głos Ann. Widać było, że jest zdenerwowana. W końcu to jej pierwszy mecz.
Potter westchnął.
- Nie dowiedziałem się niczego. Nawet McGonagall nic nie wie – odpowiedział jej zrezygnowany – Myślę, że chodzi im o to, aby jak najszybciej nas wyeliminować. A jak im się nie uda to dowiedzieć się ile punktów muszą zdobyć, by wygrać Puchar.
- Przecież wygramy! – krzyknął Taylor.
- Och, zakończmy tą żałobną szopkę – jęknął Syriusz. Nawet on był spięty, choć starał się wyglądać na znudzonego tymi wywodami. – Zagrajmy i tyle, bo to nam najlepiej wychodzi. Zmiećmy ich Ślizgońskie tyłki z mioteł jak najprędzej i miejmy to z głowy. Czym szybciej tym lepiej! – rzekł dziarskim tonem.
Jego słowa zadziałały na nich jak kubeł zimnej wody.
- W końcu jesteśmy z Gryffindoru – rzekł Alex.
- A bez ryzyka… - zaczął Syriusz patrząc na Jamesa z iście łobuzerskim uśmiechem, który pojawił się na jego twarzy z nikąd.
-… nie ma zabawy! – dokończył kapitan, a na jego twarzy zagościły pozytywne emocje. Klasnął w dłonie – Syriusz dobrze mówi, idziemy!
Drużyna Gryfonów wzięła miotły w ręce i z pełną determinacją wyszli, by zniszczyć Ślizgonów.

###

Pogoda była okropna. Z nieba siąpił deszcz. Niebo było zasnute ciemnymi chmurami, popychanymi przez silny wiatr wyrywający z rąk parasolki. Mimo wszystko trybuny stadionu były pełne.
- Witam wszystkich na pierwszym meczu qudditcha w tym sezonie!
Po stadionie rozległ się głos komentatora, Greg’a Kingsa. Był w Hufflepuffie, na szóstym roczniku. Obok niego jak zawsze siedziała profesor McGonagall, odpowiedzialna za jego wypowiedzi.
- Nie spodziewaliśmy się, że spotkamy się tu tak szybko i to na tak – zapewne – emocjonującym meczu! Gryffindor przeciwko Slytherinowi!
Tłum ryknął wściekle. W końcu nie bez powodu mówiono, że te dwa domy się nienawidzą.
- A oto drużyna Gryfonów!
Z szkarłatno-złotej strony widowni słychać było w tej chwili dziki hałas.
- Na ich czele niezawodny szukający James Potter! Zaraz za nim Syriusz Black, Taylor Smith i Ann Jackson!
Zawodnicy z Domu Lwa po kolei wychodzili na stadion. James przebiegł wzrokiem po trybunach automatycznie wypatrując rudej głowy. Nie udało mu się to jednak.
Chyba jeszcze nigdy nie denerwował się tak przed meczem. Tego dnia w końcu nic nie dopisywało – nawet pogoda. Mógł mieć tylko nadzieje, że mecz skończy się szybko, bo już teraz czuł, że jego strój do gry zaczyna się robić wilgotny od deszczu.
- Kapitanowie drużyn! Proszę uścisnąć sobie dłonie – nakazała krótko pani Hooch.
James przeszedł kilka kroków sprawiając, że znajdował się na środku boiska. Ku niemu kroczył już kapitan Ślizgonów, Avery – barczysty przygłup z siódmej klasy. Stojąc w odległości jednego kroku, zmierzyli się pogardliwymi spojrzeniami od stóp do głów. Niechętnie wyciągnęli ku sobie dłonie, by mieć to jak najszybciej za sobą, i uścisnęli je mocno patrząc sobie z zawiścią w oczy. 
- Na miotły!
Czarnowłosy wrócił do swojej drużyny i wsiadł na miotłę. Usłyszał gwizdek i wzbił się w powietrze.

###

- Gryffindor prowadzi siedemdziesięcioma do pięćdziesięciu!
Mecz trwał już ponad półtorej godziny. I nie było żadnych oznak mówiących o tym, że zaraz ma się skończyć. Widzowie na trybunach trzęśli się z zimna, przemoczeni do suchej nitki. Wielu z nich wróciło już do zamku.
- James do cholery, złap tego znicza i idźmy już to oblać – warknęła Dorcas pocierając dłońmi o siebie, by je rozgrzać.
- Nic nie widzę, a ty? – Marlene wspięła się na palce, próbując ujrzeć cokolwiek.
- Och, to nic nie da – jęknęła Lily – w taki deszcz nawet gdyby znicz był wielkości trzech kafli to byłby nie do zauważenia.
- Dobrze, że chociaż Syriusz, Ann i Taylor nadrabiają strzałami – powiedział Remus, chcąc je pocieszyć, ale niewiele to dało, bo w tym momencie jeden ze Ślizgonów strzelił Gryfonom gola.
- Czy to przypadkiem nie Regulus Black* zdobył punkty dla Slytherinu? – zapytał Peter, układając sobie daszek nad oczyma, by coś zobaczyć.
- Chyba tak, bo z tego co widzę, to Łapa nie jest zadowolony – jęknął Remus, wskazując palcem na Syriusza.
- Patrzcie na Jamesa! Chyba zobaczył znicz! – krzyknęła Marlene.

###

Nareszcie! Złota kuleczka przemknęła koło niego i poleciała w dół. Nie spuszczając jej z oka, zanurkował za nią, mając świadomość, że zaraz zostanie zaatakowany tłuczkami oraz, że zwróci na siebie uwagę szukającego Ślizgonów.
Nurkował coraz niżej. Po chwili, zgodnie z jego przypuszczeniami, ujrzał kątem oka lecącą za nim postać. Nie zwalniał jednak – wręcz przeciwnie. Przyśpieszył, nie myśląc o tym, że leci pionowo w dół, a ziemia zbliża się coraz bardziej. Jednak razem z nią był coraz bliżej znicza. Wyciągnął jedną rękę, by być jeszcze bliżej niego. Już tylko cztery cale, trzy, dwa, jeden…
*BACH!*
###

- O matko, zabije się! – pisnęła przejęta Lily, widząc Jamesa pędzącego pionowo w dół, dwie stopy nad ziemią. Dłonie same powędrowały jej do otwartych z przerażenia ust, zakrywając je w momencie, gdy chłopak wylądował w wielkiej kałuży błota.
Po stadionie rozległ się pisk przerażonych fanek szukającego połączony z radosnymi okrzykami Ślizgonów. Gryfoni stawali na palcach, by zobaczyć co się z nim dzieje. Po kilkunastu sekundach wszyscy uspokoili się widząc, że James przekręcił się z brzucha na plecy unosząc do góry zaciśniętą dłoń, z której wystawały dwa trzepoczące złote skrzydełka.
- I tym niebezpiecznym manewrem James Potter zakończył mecz z wynikiem sto dziewięćdziesiąt do sześćdziesięciu! Gratulujemy wygranej, Gryfoni! – poinformował widzów wyraźnie zadowolony Greg.
Wszędzie roznosił się krzyk radości Gryfonów. Remus, Peter, Lily, Dorcas i Marlene zignorowali to jednak i przeciskali się - z Lily na czele - przez tłum uczniów chcąc jak najszybciej dotrzeć do poszkodowanego Jamesa.
W tym czasie podlecieli do niego członkowie jego drużyny.  
- Na gacie Merlina, Rogacz! Nic Ci nie jest?! – pierwszy doskoczył do niego Syriusz.
James leżąc w paplaninie błota i trawy spojrzał na niego z szerokim uśmiechem na ustach.
- No co ty, stary! To było genialne! Jestem najlepszy! – odpowiedział mu James.
- Idiota – warknął Łapa – Wstajesz?
Syriusz wyciągnął do niego rękę.
- No jasne – powiedział James. Chwycił dłoń przyjaciela, ale zamiast wstać pociągnął go w stronę ziemi. I tym sposobem leżeli w błocie we dwoje. Potter zaczął turlać się ze śmiechu.  
W takiej sytuacji zastała ich pędząca z trybunów piątka ich przyjaciół. Spojrzeli na nich nic nie rozumiejąc.
- Co im jest? – zwrócił się Peter do stojącej obok niego Ann, rumieniąc się przy tym.
- Nie mam pojęcia – jęknęła ze zdezorientowaną miną, patrząc jak Syriusz rzuca się na Jamesa okładając jego twarz kupą błota.
Lily nie mogła uwierzyć własnym oczom. To ona się tak martwiła! A oni się świetnie bawią. No jasne, jak zawsze. Podeszła bliżej dwójki Huncwotów leżących na ziemi.
- No już, przestańcie. Stop! – krzyknęła, stojąc nad nimi.
James spojrzał na nią, wychylając się spod ręki leżącego na nim Syriusza.
- Cześć Lily – uśmiechnął się szeroko – Jak dzień?
Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem na twarzy. On ją teraz pytał jak jej minął dzień? Jest niemożliwy.
- Dobrze. Cała przemokłam oglądając ten mecz. A co u ciebie? – zapytała z ironią w głosie, krzyżując ręce na piersiach – Może byście już wstali, co?
- No to musisz mi pomóc – powiedział James.
Spojrzała na niego ze złością. Wyciągnęła prawdą dłoń w jego stronę. On chwycił ją i, tak samo jak w przypadku Syriusza, pociągnął w swoją stronę sprawiając, że Lily leżała teraz w błocie pomiędzy nim, a Łapą.
Wszyscy zaczęli się śmiać – wszyscy oprócz Lily. Ta podniosła się szybko do pozycji siedzącej i odwróciła w stronę zaśmiewającego się Pottera. Była wściekła.
- Przesadziłeś Potter – syknęła cała czerwona.
Nie myśląc o tym co robi, nabrała w dłonie otaczającą ją taplaninie i rzuciła nią prosto w twarz chłopaka. To wywołało jeszcze większą salwę śmiechu ich znajomych. James nie został dłużny, bo Lily oberwała błotem w plecy. Syriusz podniósł się szybko, usuwając się z pola walki. I dobrze zrobił, bo pomiędzy tą dwójką zaczęła się istna wojna.
Po kilku minutach rzucania w siebie skończyło się na tym, że James leżał na Lily. Obydwoje śmiali się głośno. Cóż, rudowłosa nie mogła być na niego zła, mimo swoich najszczerszych chęci. Nie zauważyła nawet, że zostali zupełnie sami, co było zasługą Dorcas.
- I co teraz zrobisz? Hę? – zapytał się rozbawiony James.
Spojrzała mu w oczy i to był jej największy błąd. Utonęła w nich, po prostu w nich utonęła. Poza tym on był zdecydowanie za blisko. Znów poczuła zapach kawy i orzechów.
- No nie wiem – szepnęła rozgorączkowana – Chyba muszę się poddać.
Serce waliło jej jak młot, oddech znów przyśpieszył. Jednego nadal nie rozumiała: „Dlaczego tak na niego reaguje? Przecież to tylko Potter”.
- Hm, to jest dobry plan – mruknął – Ale coś za coś!
Na jego twarzy nadal gościł ten zapierający dech w piersiach uśmiech. W oczach tliły się radosne iskierki.
- Tak? – zapytała cicho zahipnotyzowana jak małe zwierzę.
- Mhm – przytaknął i popukał się wskazującym palcem po policzku.
Teraz Lily zareagowała natychmiast.
- Mam Cię pocałować w policzek? – zapytała zdziwiona.
- A chcesz wstać, czy tak bardzo polubiłaś błotko? – zaśmiał się.
Zastanowiła się. „W sumie, co mi szkodzi?”
- No dobra – przewróciła oczami – ale jak wstaniemy.
Jamesa zamurowało. „Czy Lily Evans właśnie zgodziła się pocałować mnie w policzek?!” – kołatało się w jego głowie. Stwierdził, że lepiej szybko wykonać jej prośbę zanim się rozmyśli. Podniósł się na równe nogi. Poczuł przy tym ból w plecach, ale zignorował go. „Teraz nie jest to najważniejsze”. Wyciągnął dłoń w jej stronę, by pomóc jej wstać. Najpierw usiadła. „Nawet cała wytarzana w błocie wygląda słodko” – pomyślał, patrząc na nią czule. Chwyciła jego rękę, a on powoli podniósł ją. Specjalnie zrobił tak, aby wylądowała w jego ramionach. Stali więc tak, właściwie przytuleni do siebie.
- Czekam na moje wynagrodzenie – mruknął jej do ucha.
A ona znów odpłynęła. „Jest za blisko, jest zdecydowanie za blisko” – biło się po jej głowie niczym alarm. Dotarło do niej jednak to co powiedział. Wspięła się na palce i złożyła na jego policzku delikatny pocałunek.
I w tym momencie przebiegła po ich kościach fala dziwnego naelektryzowania. Żadne z nich nigdy czegoś takiego nie czuło. To było niesamowite, wręcz nieludzkie. Lily czując to, natychmiast odskoczyła od chłopaka ze zdziwieniem. Chcąc to jakoś zatuszować, zaczęła zagarniać włosy za ucho, patrząc się na swoje buty.
James dotknął delikatnie owy policzek opuszkami palców. Jedyne co miał w głowie to uczucie, którym darzy tą dziewczynę stojącą przed nim.
„Lily pocałowała mnie w policzek, Lily… Lily”.
- To co, wracamy? – zapytała nieśmiało Lily podnosząc wzrok.
- Ja-jasne – bąknął.
- Czekaj, oczyszczę nas z tego świństwa – rzekła i wyciągnęła różdżkę. Machnęła ją dwa razy i natychmiast stali się czyści.
- A gdzie wszyscy? – zapytał James rozglądając się po pustym stadionie. Nawet nauczyciele nie pytali się jak się czuje.
- Och, nie wiem – zdezorientowana dziewczyna rozejrzała się wokoło – Chyba musimy być tutaj już trochę czasu.
„To tylko Potter, tylko Potter…”
Ruszyli w stronę zamku.
- Chyba polubię błoto – mruknął cicho James uśmiechając się do siebie pod nosem.

###
           
heloł wizadrs! :3 
jest rozdział :) taki sobie, bo taki sobie ale jest. wiem, że nie opisałam dokładnie meczu, ale nie fascynuję się to grą, więc wybaczcie jeśli zawiodłam wasze oczekiwania. 
liczę na szczerze opinię. za błędy przepraszam - tak, możecie mi je wytykać :> 
zapraszam na mojego funpage'a, którego prowadzę teraz z dwoma moimi przyjaciółkami :) 
Miłego weekendu pełnego Pottera :3 
Pozdrawiam, Juliette. 
P.S:
Jesteście świetni  Dziękuję za taką ilość komentarzy i wejść, nawet nie wiecie jak to motywuje do pracy. Oby tak dalej! 

nienawidzę szkoły. ~

18 komentarzy:

  1. Rozdział świetny i mi się bardzo podobał :)
    A co do twojej opinii mojej "opowieści" wiem że robię błędy stylistyczne, ale mam nadzieję że w kolejnych rozdziałach będzie ich coraz mniej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się, że ci się podoba :>

      mam nadzieje, że się nie gniewasz za ten komentarz u ciebie ;) chciałam tylko pomóc :*

      Usuń
    2. Rozumiem i dziękuję ;)
      Ale postanowiłam kontynuować opowieść tu :
      http://jaramsiejakhogwart12.pinger.pl/
      + powstał nowy blog specjalnie dla fanów Harry'ego Pottera ;)

      Usuń
  2. Boże, jaki cudowny rozdział! <3

    -A
    PS Posłuchaj Jessie Ware - Wildest Moments. To powinno Cię zainspirować :)

    OdpowiedzUsuń
  3. fajnee , ja zawsze <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział, z utęsknieniem czekam na następne!
    :>

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział ;D Jak każdy ;)
    Zapraszam również do mnie na www.niesamowitelosy.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No nareszcie się tutaj znalazłam! Jakoś wcześniej nie miałam czasu aby wpaść i przeczytać. ;)
    No, ale do rzeczy. Rozdział cudoooowny! ;3 Ale mam taką prośbę, nie zrób Lily i Jamesa tak od razu parą. Niech trochę na siebie powzdychają, będzie fajnie! ;)

    ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. karo!! naprawdę myślisz, że połączę ich po sześciu rozdziałach?! ;D to byłoby jak morderstwo tego bloga xD zdradzę tylko, że podpowiedź, kiedy ich połączę znajduje się w jednym z rozdziałów - tak konkretnie w scenie z Jamesem i Syriuszem :)

      Usuń
    2. no mam nadzieję, że tego tak szybko nie zrobisz ;> ogółem nie lubię zabijać blogów, więc wątek który chciałam zacząć u mnie w 3 rozdziale, poczeka sobie uhuu trochę czasu ;)

      Usuń
    3. haha :)
      właśnie! ty powinnaś dostać ode mnie niezłego Cruciatusa za to, że tak dawno nie dodałaś rozdziału na ŻADNYM z blogów (tak, przypominam Ci że masz jeszcze ten z Blair <3 ;D)

      Usuń
    4. ojejku, dzisiaj będzie nowy rozdział o Syriuszu (ale jeśli zwalę jutro kartkówkę z chemii, to rzucę na wszystkich Avadę Kedavrę ;>)

      a na Blair nie mam czaaasu, no. w listopadzie może, albo wiem, na święta w prezencie :D mam napoczęty bodajże 18 rozdział, więc to mnie motywuje aby go dokończyć pisać. ;)

      Usuń
    5. no dobrze, wybaczam Ci! ;D
      spoko, też jutro mam kartkówkę z chemii! ;D będziemy sobie wysyłać patronusy z podpowiedziami XD

      Usuń
    6. dobrze by było :D
      na szczęście to ma być kartkówka z alkenów i alkinów, z czego jestem mistrzem w szkole :D hahhaha

      Usuń