- Jeśli przegramy ten mecz możemy
pożegnać się z Pucharem.
Atmosfera w szatni była napięta. Choć w sumie to
określenie było bardzo łagodne – w tym malutkim pomieszczeniu aż emanowało
podenerwowaniem i stresem.
Wszyscy obecni tu mieli skupione miny. Sześcioro z nich
stało, opierając się o miotły i patrząc na swojego kapitana. On sam wyglądał na
bardzo spiętego.
- To mój ostatni mecz ze Slytherinem w karierze szkolnej.
Tak samo zresztą jak Syriusza. Chyba chcecie zapisać się w historii Hogwartu
jako wieczni zwycięzcy, prawda? Bo ja tak i mam nadzieje, że moje oczekiwania
będą spełnione. Wszystko jasne?
James przebiegł surowym wzrokiem po członkach jego drużyny.
- Wiadomo chociaż, dlaczego dzisiaj z nimi gramy? Ten mecz
powinien odbyć się za ponad miesiąc! – zabrała głos Ann. Widać było, że jest
zdenerwowana. W końcu to jej pierwszy mecz.
Potter westchnął.
- Nie dowiedziałem się niczego. Nawet McGonagall nic nie
wie – odpowiedział jej zrezygnowany – Myślę, że chodzi im o to, aby jak
najszybciej nas wyeliminować. A jak im się nie uda to dowiedzieć się ile
punktów muszą zdobyć, by wygrać Puchar.
- Przecież wygramy! – krzyknął Taylor.
- Och, zakończmy tą żałobną szopkę – jęknął Syriusz. Nawet
on był spięty, choć starał się wyglądać na znudzonego tymi wywodami. – Zagrajmy
i tyle, bo to nam najlepiej wychodzi. Zmiećmy ich Ślizgońskie tyłki z mioteł
jak najprędzej i miejmy to z głowy. Czym szybciej tym lepiej! – rzekł dziarskim
tonem.
Jego słowa zadziałały na nich jak kubeł zimnej wody.
- W końcu jesteśmy z Gryffindoru – rzekł Alex.
- A bez ryzyka… - zaczął Syriusz patrząc na Jamesa z iście
łobuzerskim uśmiechem, który pojawił się na jego twarzy z nikąd.
-… nie ma zabawy! – dokończył kapitan, a na jego twarzy
zagościły pozytywne emocje. Klasnął w dłonie – Syriusz dobrze mówi, idziemy!
Drużyna Gryfonów wzięła miotły w ręce i z pełną
determinacją wyszli, by zniszczyć Ślizgonów.
###
Pogoda była okropna. Z nieba siąpił deszcz. Niebo było
zasnute ciemnymi chmurami, popychanymi przez silny wiatr wyrywający z rąk
parasolki. Mimo wszystko trybuny stadionu były pełne.
- Witam wszystkich na pierwszym meczu qudditcha w tym
sezonie!
Po stadionie rozległ się głos komentatora, Greg’a Kingsa.
Był w Hufflepuffie, na szóstym roczniku. Obok niego jak zawsze siedziała
profesor McGonagall, odpowiedzialna za jego wypowiedzi.
- Nie spodziewaliśmy się, że spotkamy się tu tak szybko i
to na tak – zapewne – emocjonującym meczu! Gryffindor przeciwko Slytherinowi!
Tłum ryknął wściekle. W końcu nie bez powodu mówiono, że
te dwa domy się nienawidzą.
- A oto drużyna Gryfonów!
Z szkarłatno-złotej strony widowni słychać było w tej
chwili dziki hałas.
- Na ich czele niezawodny szukający James Potter! Zaraz za
nim Syriusz Black, Taylor Smith i Ann Jackson!
Zawodnicy z Domu Lwa po kolei wychodzili na stadion. James
przebiegł wzrokiem po trybunach automatycznie wypatrując rudej głowy. Nie udało
mu się to jednak.
Chyba jeszcze nigdy nie denerwował się tak przed meczem.
Tego dnia w końcu nic nie dopisywało – nawet pogoda. Mógł mieć tylko nadzieje,
że mecz skończy się szybko, bo już teraz czuł, że jego strój do gry zaczyna się
robić wilgotny od deszczu.
- Kapitanowie drużyn! Proszę uścisnąć sobie dłonie – nakazała krótko pani Hooch.
James przeszedł kilka kroków sprawiając, że znajdował się
na środku boiska. Ku niemu kroczył już kapitan Ślizgonów, Avery – barczysty
przygłup z siódmej klasy. Stojąc w odległości jednego kroku, zmierzyli się
pogardliwymi spojrzeniami od stóp do głów. Niechętnie wyciągnęli ku sobie
dłonie, by mieć to jak najszybciej za sobą, i uścisnęli je mocno patrząc sobie
z zawiścią w oczy.
- Na miotły!
Czarnowłosy wrócił do swojej drużyny i wsiadł na miotłę. Usłyszał gwizdek i wzbił się w
powietrze.
###
- Gryffindor prowadzi siedemdziesięcioma do
pięćdziesięciu!
Mecz trwał już ponad półtorej godziny. I nie było żadnych
oznak mówiących o tym, że zaraz ma się skończyć. Widzowie na trybunach trzęśli
się z zimna, przemoczeni do suchej nitki. Wielu z nich wróciło już do zamku.
- James do cholery, złap tego znicza i idźmy już to oblać
– warknęła Dorcas pocierając dłońmi o siebie, by je rozgrzać.
- Nic nie widzę, a ty? – Marlene wspięła się na palce,
próbując ujrzeć cokolwiek.
- Och, to nic nie da – jęknęła Lily – w taki deszcz nawet
gdyby znicz był wielkości trzech kafli to byłby nie do zauważenia.
- Dobrze, że chociaż Syriusz, Ann i Taylor nadrabiają
strzałami – powiedział Remus, chcąc je pocieszyć, ale niewiele to dało, bo w
tym momencie jeden ze Ślizgonów strzelił Gryfonom gola.
- Czy to przypadkiem nie Regulus Black* zdobył punkty dla
Slytherinu? – zapytał Peter, układając sobie daszek nad oczyma, by coś
zobaczyć.
- Chyba tak, bo z tego co widzę, to Łapa nie jest
zadowolony – jęknął Remus, wskazując palcem na Syriusza.
- Patrzcie na Jamesa! Chyba zobaczył znicz! – krzyknęła
Marlene.
###
Nareszcie! Złota kuleczka przemknęła koło niego i
poleciała w dół. Nie spuszczając jej z oka, zanurkował za nią, mając
świadomość, że zaraz zostanie zaatakowany tłuczkami oraz, że zwróci na siebie
uwagę szukającego Ślizgonów.
Nurkował coraz niżej. Po chwili, zgodnie z jego przypuszczeniami,
ujrzał kątem oka lecącą za nim postać. Nie zwalniał jednak – wręcz przeciwnie.
Przyśpieszył, nie myśląc o tym, że leci pionowo w dół, a ziemia zbliża się
coraz bardziej. Jednak razem z nią był coraz bliżej znicza. Wyciągnął jedną
rękę, by być jeszcze bliżej niego. Już tylko cztery cale, trzy, dwa, jeden…
*BACH!*
###
- O matko, zabije się! – pisnęła przejęta Lily, widząc
Jamesa pędzącego pionowo w dół, dwie stopy nad ziemią. Dłonie same powędrowały
jej do otwartych z przerażenia ust, zakrywając je w momencie, gdy chłopak
wylądował w wielkiej kałuży błota.
Po stadionie rozległ się pisk przerażonych fanek
szukającego połączony z radosnymi okrzykami Ślizgonów. Gryfoni stawali na
palcach, by zobaczyć co się z nim dzieje. Po kilkunastu sekundach wszyscy
uspokoili się widząc, że James przekręcił się z brzucha na plecy unosząc do
góry zaciśniętą dłoń, z której wystawały dwa trzepoczące złote skrzydełka.
- I tym niebezpiecznym manewrem James Potter zakończył
mecz z wynikiem sto dziewięćdziesiąt do sześćdziesięciu! Gratulujemy wygranej,
Gryfoni! – poinformował widzów wyraźnie zadowolony Greg.
Wszędzie roznosił się krzyk radości Gryfonów. Remus,
Peter, Lily, Dorcas i Marlene zignorowali to jednak i przeciskali się - z Lily
na czele - przez tłum uczniów chcąc jak najszybciej dotrzeć do poszkodowanego
Jamesa.
W tym czasie podlecieli do niego członkowie jego drużyny.
- Na gacie Merlina, Rogacz! Nic Ci nie jest?! – pierwszy
doskoczył do niego Syriusz.
James leżąc w paplaninie błota i trawy spojrzał na niego z
szerokim uśmiechem na ustach.
- No co ty, stary! To było genialne! Jestem najlepszy! –
odpowiedział mu James.
- Idiota – warknął Łapa – Wstajesz?
Syriusz wyciągnął do niego rękę.
- No jasne – powiedział James. Chwycił dłoń przyjaciela,
ale zamiast wstać pociągnął go w stronę ziemi. I tym sposobem leżeli w błocie
we dwoje. Potter zaczął turlać się ze śmiechu.
W takiej sytuacji zastała ich pędząca z trybunów piątka
ich przyjaciół. Spojrzeli na nich nic nie rozumiejąc.
- Co im jest? – zwrócił się Peter do stojącej obok niego
Ann, rumieniąc się przy tym.
- Nie mam pojęcia – jęknęła ze zdezorientowaną miną,
patrząc jak Syriusz rzuca się na Jamesa okładając jego twarz kupą błota.
Lily nie mogła uwierzyć własnym oczom. To ona się tak
martwiła! A oni się świetnie bawią. No jasne, jak zawsze. Podeszła bliżej
dwójki Huncwotów leżących na ziemi.
- No już, przestańcie. Stop! – krzyknęła, stojąc nad nimi.
James spojrzał na nią, wychylając się spod ręki leżącego
na nim Syriusza.
- Cześć Lily – uśmiechnął się szeroko – Jak dzień?
Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem na twarzy.
On ją teraz pytał jak jej minął dzień? Jest niemożliwy.
- Dobrze. Cała przemokłam oglądając ten mecz. A co u
ciebie? – zapytała z ironią w głosie, krzyżując ręce na piersiach – Może byście
już wstali, co?
- No to musisz mi pomóc – powiedział James.
Spojrzała na niego ze złością. Wyciągnęła prawdą dłoń w
jego stronę. On chwycił ją i, tak samo jak w przypadku Syriusza, pociągnął w
swoją stronę sprawiając, że Lily leżała teraz w błocie pomiędzy nim, a Łapą.
Wszyscy zaczęli się śmiać – wszyscy oprócz Lily. Ta
podniosła się szybko do pozycji siedzącej i odwróciła w stronę zaśmiewającego
się Pottera. Była wściekła.
- Przesadziłeś Potter – syknęła cała czerwona.
Nie myśląc o tym co robi, nabrała w dłonie otaczającą ją
taplaninie i rzuciła nią prosto w twarz chłopaka. To wywołało jeszcze większą
salwę śmiechu ich znajomych. James nie został dłużny, bo Lily oberwała błotem w
plecy. Syriusz podniósł się szybko, usuwając się z pola walki. I dobrze zrobił,
bo pomiędzy tą dwójką zaczęła się istna wojna.
Po kilku minutach rzucania w siebie skończyło się na tym,
że James leżał na Lily. Obydwoje śmiali się głośno. Cóż, rudowłosa nie mogła
być na niego zła, mimo swoich najszczerszych chęci. Nie zauważyła nawet, że
zostali zupełnie sami, co było zasługą Dorcas.
- I co teraz zrobisz? Hę? – zapytał się rozbawiony James.
Spojrzała mu w oczy i to był jej największy błąd. Utonęła
w nich, po prostu w nich utonęła. Poza tym on był zdecydowanie za blisko. Znów
poczuła zapach kawy i orzechów.
- No nie wiem – szepnęła rozgorączkowana – Chyba muszę się
poddać.
Serce waliło jej jak młot, oddech znów przyśpieszył.
Jednego nadal nie rozumiała: „Dlaczego
tak na niego reaguje? Przecież to tylko Potter”.
- Hm, to jest dobry plan – mruknął – Ale coś za coś!
Na jego twarzy nadal gościł ten zapierający dech w
piersiach uśmiech. W oczach tliły się radosne iskierki.
- Tak? – zapytała cicho zahipnotyzowana jak małe zwierzę.
- Mhm – przytaknął i popukał się wskazującym palcem po
policzku.
Teraz Lily zareagowała natychmiast.
- Mam Cię pocałować w policzek? – zapytała zdziwiona.
- A chcesz wstać, czy tak bardzo polubiłaś błotko? –
zaśmiał się.
Zastanowiła się. „W
sumie, co mi szkodzi?”
- No dobra – przewróciła oczami – ale jak wstaniemy.
Jamesa zamurowało. „Czy
Lily Evans właśnie zgodziła się pocałować mnie w policzek?!” – kołatało się
w jego głowie. Stwierdził, że lepiej szybko wykonać jej prośbę zanim się
rozmyśli. Podniósł się na równe nogi. Poczuł przy tym ból w plecach, ale
zignorował go. „Teraz nie jest to
najważniejsze”. Wyciągnął dłoń w jej stronę, by pomóc jej wstać. Najpierw
usiadła. „Nawet cała wytarzana w błocie
wygląda słodko” – pomyślał, patrząc na nią czule. Chwyciła jego rękę, a on
powoli podniósł ją. Specjalnie zrobił tak, aby wylądowała w jego ramionach.
Stali więc tak, właściwie przytuleni do siebie.
- Czekam na moje wynagrodzenie – mruknął jej do ucha.
A ona znów odpłynęła.
„Jest za blisko, jest zdecydowanie za blisko” – biło się po jej głowie
niczym alarm. Dotarło do niej jednak
to co powiedział. Wspięła się na palce i złożyła na jego policzku delikatny
pocałunek.
I w tym momencie przebiegła po ich kościach fala dziwnego
naelektryzowania. Żadne z nich nigdy czegoś takiego nie czuło. To było
niesamowite, wręcz nieludzkie. Lily czując to, natychmiast odskoczyła od
chłopaka ze zdziwieniem. Chcąc to jakoś zatuszować, zaczęła zagarniać włosy za
ucho, patrząc się na swoje buty.
James dotknął delikatnie owy policzek opuszkami palców.
Jedyne co miał w głowie to uczucie, którym darzy tą dziewczynę stojącą przed
nim.
„Lily pocałowała mnie w policzek,
Lily… Lily”.
- To co, wracamy? – zapytała nieśmiało Lily podnosząc
wzrok.
- Ja-jasne – bąknął.
- Czekaj, oczyszczę nas z tego świństwa – rzekła i
wyciągnęła różdżkę. Machnęła ją dwa razy i natychmiast stali się czyści.
- A gdzie wszyscy? – zapytał James rozglądając się po
pustym stadionie. Nawet nauczyciele nie pytali się jak się czuje.
- Och, nie wiem – zdezorientowana dziewczyna rozejrzała
się wokoło – Chyba musimy być tutaj już trochę czasu.
„To tylko Potter,
tylko Potter…”
Ruszyli w stronę zamku.
- Chyba polubię błoto – mruknął cicho James uśmiechając
się do siebie pod nosem.
###
heloł wizadrs! :3
jest rozdział :) taki sobie, bo taki sobie ale jest. wiem, że nie opisałam dokładnie meczu, ale nie fascynuję się to grą, więc wybaczcie jeśli zawiodłam wasze oczekiwania.
liczę na szczerze opinię. za błędy przepraszam - tak, możecie mi je wytykać :>
Miłego weekendu pełnego Pottera :3
Pozdrawiam, Juliette.
P.S:
Jesteście świetni ♥ Dziękuję za taką ilość komentarzy i wejść, nawet nie wiecie jak to motywuje do pracy. Oby tak dalej!
~ nienawidzę szkoły. ~
Rozdział świetny i mi się bardzo podobał :)
OdpowiedzUsuńA co do twojej opinii mojej "opowieści" wiem że robię błędy stylistyczne, ale mam nadzieję że w kolejnych rozdziałach będzie ich coraz mniej ;)
cieszę się, że ci się podoba :>
Usuńmam nadzieje, że się nie gniewasz za ten komentarz u ciebie ;) chciałam tylko pomóc :*
Rozumiem i dziękuję ;)
UsuńAle postanowiłam kontynuować opowieść tu :
http://jaramsiejakhogwart12.pinger.pl/
+ powstał nowy blog specjalnie dla fanów Harry'ego Pottera ;)
Boże, jaki cudowny rozdział! <3
OdpowiedzUsuń-A
PS Posłuchaj Jessie Ware - Wildest Moments. To powinno Cię zainspirować :)
dziękuję :>
Usuńz chęcią przesłucham :]
fajnee , ja zawsze <3
OdpowiedzUsuńdziękuję :>
UsuńWspaniały rozdział, z utęsknieniem czekam na następne!
OdpowiedzUsuń:>
dziękuję :>
UsuńWspaniały rozdział ;D Jak każdy ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam również do mnie na www.niesamowitelosy.blogspot.com ;)
dziękuję :>
UsuńNo nareszcie się tutaj znalazłam! Jakoś wcześniej nie miałam czasu aby wpaść i przeczytać. ;)
OdpowiedzUsuńNo, ale do rzeczy. Rozdział cudoooowny! ;3 Ale mam taką prośbę, nie zrób Lily i Jamesa tak od razu parą. Niech trochę na siebie powzdychają, będzie fajnie! ;)
;3
karo!! naprawdę myślisz, że połączę ich po sześciu rozdziałach?! ;D to byłoby jak morderstwo tego bloga xD zdradzę tylko, że podpowiedź, kiedy ich połączę znajduje się w jednym z rozdziałów - tak konkretnie w scenie z Jamesem i Syriuszem :)
Usuńno mam nadzieję, że tego tak szybko nie zrobisz ;> ogółem nie lubię zabijać blogów, więc wątek który chciałam zacząć u mnie w 3 rozdziale, poczeka sobie uhuu trochę czasu ;)
Usuńhaha :)
Usuńwłaśnie! ty powinnaś dostać ode mnie niezłego Cruciatusa za to, że tak dawno nie dodałaś rozdziału na ŻADNYM z blogów (tak, przypominam Ci że masz jeszcze ten z Blair <3 ;D)
ojejku, dzisiaj będzie nowy rozdział o Syriuszu (ale jeśli zwalę jutro kartkówkę z chemii, to rzucę na wszystkich Avadę Kedavrę ;>)
Usuńa na Blair nie mam czaaasu, no. w listopadzie może, albo wiem, na święta w prezencie :D mam napoczęty bodajże 18 rozdział, więc to mnie motywuje aby go dokończyć pisać. ;)
no dobrze, wybaczam Ci! ;D
Usuńspoko, też jutro mam kartkówkę z chemii! ;D będziemy sobie wysyłać patronusy z podpowiedziami XD
dobrze by było :D
Usuńna szczęście to ma być kartkówka z alkenów i alkinów, z czego jestem mistrzem w szkole :D hahhaha