sobota, 15 września 2012

Rozdział 4: "Wybuch"

Kolejne dni mijały szybko przepełnione lekcjami i masą trudnych prac domowych. Takim sposobem skończył się wrzesień, a rozpoczął październik. Nareszcie mieszkańcy Hogwartu mogli powiedzieć, że pogoda zepsuła się całkowicie. Mimo wczesnej jesieni właściwie dzień i noc siąpił zimny deszcz. Wraz z ulewami przyszły też wiatry sięgające swoimi chłodnymi mackami do wnętrza zamku sprawiając, że uczniowie już teraz nosili grubsze swetry i często w Pokoju Wspólnym Gryfonów widać było wiele kubków po gorącej czekoladzie przynoszonej przez skrzaty do Wieży. Mieszkańcy Domu Lwa oczywiście zawdzięczali ten boski napój w ich salonie Huncwotom, którzy tak często bywali w kuchni, że podczas ich pięciodniowej nieobecności w tamtym miejscu, skrzaty zaczynały się o nich martwić. Tak więc tym sposobem te małe stworzonka uważały ich za swoich wielmożnych panów i wypełniały każdą ich prośbę.
Jak od kilkunastu dni bywa, rozgrzani czekoladą na gorąco, Gryfoni w świetnych humorach podążali na kolejne w tym dniu zajęcia. Lily wraz z przyjaciółmi nie była wyjątkiem. Czemu przyjaciółmi? No tak, przez ten niecały miesiąc trochę się zmieniło. Otóż trzy Gryfonki uczęszczające na siódmy rok w Hogwarcie przyzwyczaiły się już do towarzystwa nowych Huncwotów. Co to znaczy nowych? Przede wszystkim DOROŚLEJSZYCH. To nie znaczy oczywiście, że zaprzestali głupich wygłupów, wręcz przeciwnie! Już zdołali przykleić Ślizgonów do krzeseł na zielarstwie oraz po raz kolejny wysadzić Izbę Pamięci łajnobombami. Ale jednak przystopowali. Czy to możliwe? Tak, i śmiech całej siódemki podążającej właśnie do lochów na eliksiry jest tego właśnie dowodem.
Lecz co skłoniło Lily do tego, aby zaakceptować codzienność z Huncwotami? Przede wszystkim James Potter bez głupich tekstów i wyznań miłosnych czy pytań o randkę. Teraz po prostu zachowywał się jak jej dobry przyjaciel. Lily nie może powiedzieć, że jej to nie pasuje, wręcz przeciwnie, ale jednak… Przyłapywała siebie na tym, że zerka na chłopaka. Że stwierdza, że ma ładny uśmiech oraz, że podobają jej się jego wiecznie nieogarnięte włosy, które tak bardzo ją kiedyś denerwowały. I że… brakuje jej tego pewnego tonu głosu szatyna pytającego, czy się z nim umówi.
Oczywiście, za każdym razem wyzywała siebie od nienormalnych w myślach, gdy do czegoś takiego doszło. Próbowała ukryć gdzieś głęboko w swojej podświadomości te fakty. I nie zamierzała dopuszczać ich do głosu. Jednakże uświadomiła sobie w pełni, że nie uważa już Jamesa za snobistycznego oraz nadętego idiotę i to ją najbardziej w tym wszystkim przerażało.
Dla pozostałych uczniów Hogwartu jak i nauczycieli widok Lily Evans i Jamesa Pottera idących ramię w ramię korytarzem, był szokiem. Niektórzy nawet w tej chwili patrzyli na nich zdziwionym wzrokiem.
Dotarli w końcu do zimnej klasy eliksirów. Marzyli tylko o rozpaleniu już ognia pod kociołkiem, by móc się ogrzać. Usiedli na swoich miejscach w tym samym czasie, w którym profesor Slughorn wszedł do klasy.
- Witajcie moi drodzy! – przywitał się z nimi, z szerokim uśmiechem na twarzy – Bez zbędnych ceregieli przejdźmy do rzeczy. Dzisiaj zajmiemy się eliksirem niezwykłym, ale i równie niebezpiecznym – przebiegł uważnie wzrokiem po uczniach – Mowa tu o amortencji.
Po klasie przebiegł szum szeptów. Mężczyzna uśmiechnął się zrozumiale.
- Ktoś nam powie co to za eliksir? – zapytał z błyskiem w oku.
Jak zawsze w takiej chwili ręka Lily powędrowała w górę z szybkością światła.
- Oczywiście, głupie pytanie! – zaśmiał się profesor – Co nam o nim powiesz, Lily?
Wszyscy wiedzieli, że Lily jest ulubienicą Slughorna już od jednej z pierwszych lekcji. Gdy tylko zobaczył, że ma rękę do eliksirów od razu wpisał ją na swoją listę ulubieńców. Och tak, miał ich kilku. Lubił otaczać się ambitnymi uczniami, którzy mają szansę na wielką przyszłość. W końcu niejeden pewnie szepnie jakiejś znanej osobistości w świecie czarodziejów o jego skromnej osobie. Tacy uczniowie należeli do Klubu Ślimaka. Lily była w nim od pierwszej klasy. Bardzo lubiła profesora, ale niekiedy te spotkania stawały się nudne.
- Amortencja jest to eliksir miłosny. Nie wywołuje jednak prawdziwego uczucia, ale tylko je symuluje. Sam wywar jest bezbarwny, ale dla każdego inaczej pachnie. Czujemy to, co najbardziej lubimy. Charakterystyczne jest to, że gdy eliksir jest już uważony unosi się nad nim obłoczek pary mający kształt spirali – powiedziała dziewczyna.
- Brawo! Dziesięć punktów dla Gryffindoru! – zawołał uradowany Slughorn – Należy jeszcze dodać, że jedna dawka, bez podawania antidotum, działa tylko dobę. Oczywiście podawanie go sobie nawzajem między uczniami jest wysoce karane, ale musicie wiedzieć jak go zrobić. Na pracę macie dwie godziny. Instrukcje znajdziecie na stronie czterdziestej piątej – poinformował ich – Do roboty!
Po klasie rozniósł się normalny na tych lekcjach cichutki hałas odsuwanych krzeseł oraz odgłos stawianych na ławkę kociołków. Wszyscy zabrali się do pracy.
- Ej, Rogacz! – szepnął do niego z drugiego końca czteroosobowej ławki Peter – To coś idealnego dla ciebie – spojrzał znacząco na Lily.
- Och, Glizdek! Jaki ty czasami jesteś głupi – pokręcił głową Black, zapalający ogień pod kociołkiem – Przecież wiesz, że teraz Rogacz ma robić za jej przyjaciela!
- No właśnie, Peter – odezwał się zamyślony James – Myślałem już kiedyś nad tym eliksirem, ale stwierdziłem, że nic mi to nie da, a jeszcze przysporzy same kłopoty. Lily nie odezwałaby się do mnie przez dwa miesiące! – mówił, ze smutną miną.
- Jak chcesz – wzruszył ramionami Peter, mieszając zajadle w swoim naczyniu.
Widać było, że Glizdogon jest zirytowany tym, że przyjaciele coraz mniej go słuchają. Teraz wszystko kręciło się wokół Evans. Bo Lily to, Lily tamto… Nawet przestali robić wiele kawałów tylko dlatego, że rudowłosa by się zdenerwowała. To robiło się nużące. Lubił ją, ale ile razy w ciągu dnia można słuchać o jednej dziewczynie? I to przez sześć lat? W dodatku, kolejnym tematem na topie wśród Huncwotów była ich przyszłość. James z Syriuszem chcieli zostać Aurorami, Remus chciał pracować w Mungu… A on? Peter nie wiedział i nie miał zamiaru wiedzieć. Jedyne co mu chodziło po głowie to, to że musi zdać owutemy. I… było coś jeszcze – doskonale wiedział, że po zakończeniu roku ich paczka nie będzie się tak często widywała, a poza tym nie będzie już komu imponować. Chłopak zaczął czuć, że więź między nim, a jego trojgiem przyjaciół właściwie ledwo się trzyma, jest na jednym włosku. Oni tego nie czuli, ale on owszem.
Chyba czas zacząć szukać kogoś, kto jest na tyle sławny, że tylko stojąc u jego boku zyska takie samo uznanie jak ten ktoś. Na razie przychodziła mu do głowy tylko jedna osoba i coraz częściej zastanawiał się, czy nie dołączyć do niej. W końcu nic nie straci, a tylko zyska…

###

Pergamin, mango … orzech i kawa. To właśnie czuła Lily pod koniec eliksirów. Przed chwilą skończyła robić swój wywar i teraz siedziała na krześle, dłonie trzymając pod pośladkami. Dlaczego? Otóż ledwo powstrzymywała się od rzucenia się na swój kociołek i wypicie jego zawartości. Czuła się tak błogo! Chciała poczuć w ustach smak tego boskiego napoju, który stał przed nią. Wystarczy się schylić, tak, powoli… STOP! To amortencja!
Dłonie zdrętwiały jej już zupełnie, jednak bała się wyjąć je spod siebie. Te zapachy były tak kuszące! Zwłaszcza orzech i kawa. Właściwie to skąd one się tu wzięły? Kawy specjalnie nie lubiła, a orzechy… przepadała za nimi i tyle. Poza tym, kiedy na jednym z przyjęć Klubu Ślimaka profesor dał jej do powąchania eliksir miłosny, zupełnie tych dwóch zapachów nie czuła. A teraz pragnęła zasmakować ich najbardziej ze wszystkich. Yhm! Niech już będzie koniec tej lekcji!

###

Merlinie, czy ja coś zrobiłem źle? Czy czymś zawiniłem tak bardzo, że teraz muszę siedzieć na tym krześle, w tej klasie, na tej lekcji czując unoszący się wokół mnie zapach lilii, brzoskwini oraz drewnianej rączki od miotły? Och, zapach miotły nie przeszkadzał mi w tej chwili tak bardzo, ale lilią oraz brzoskwinią pachniała Lily.
Tak bardzo kochał ten zapach! Jednocześnie czuł się jak w raju, przed oczami stawał mu obraz ukochanej dziewczyny w jego ramionach, chciał spróbować źródła tego pięknego zapachu, ale czuł też, że musi się opamiętać i ograniczyć. I to sprawiało mu największą katorgę. No bo za jakie grzechy on musi wąchać ten najpiękniejszy na świecie zapach, nie mogąc być blisko jego właścicielki?
Zacisnął dłonie w pięści i położył je sobie na kolanach. Nie wytrzymując już dłużej, spojrzał na obiekt swych uczuć. Lily siedziała wyprostowana, trzymając ręce pod sobą. Nie widział wyrazu jej twarzy, bo usiadła tyłem do niego, ale wyobrażał sobie jej minę: dwie poziome zmarszczki na czole, brwi ściągnięte ciasno do siebie, oczy skupione i nieobecne, a usta zaciśnięte w wąską szparkę. Na ten widok uśmiechnął się delikatnie do siebie.
Chyba to jest ta chwila, pomyślał.
Musi zacząć działać. Tak, teraz przechodzimy do stopnia drugiego planu – delikatne zbliżenie się. W końcu już dobry miesiąc zachowywał się jak zwykły przyjaciel! A Lily go zaakceptowała, to widać. Już nie patrzy na niego tym swoim srogim, zirytowanym, wściekłym lub pełnym obrzydzenia wzrokiem. Teraz w jej intensywnie zielonych oczach o idealnym kształcie migdałów widać ciepło skierowane do niego.
Tak, to odpowiednia chwila. Lily Evans, przygotuj się na nadejście miłości.

###
- I co, ile masz osób?
To pytanie wypowiedziane zostało cichym głosem pełnym wyższości i powagi. Chłopak, na oko siedemnaście lat, ubrany w szatę szkolną z wyróżniającymi się zielono-srebrnymi elementami stał właśnie w pustej klasie od zaklęć patrząc się intensywnie w egipskie ciemności znajdujące się za oknem.
- Na razie przekonałem trzech Kruponów – odpowiedział mu pozbawiony wszelakich emocji, lodowaty głos drugiego Ślizgona stojącego przy pierwszej ławce z przodu klasy – Dziwię się, że trawili do Ravenclawu. Mają charakter godny przodka Slytherina.
Młody mężczyzna stojący przy oknie drgnął gwałtownie, wybudzając się jakby z transu. Odwrócił się do swojego towarzysza.
- Czy są godni zaufania naszego Pana? – zapytał, zbywając drugą część wypowiedzi swojego kolegi.
- Oczywiście – potwierdził – Jestem gotów poręczyć za nich. Dla naszego Pana zrobią wszystko – zapewniał.
- To dobrze – ten pierwszy uśmiechnął się, choć wyszedł z tego raczej jakiś złowrogi grymas – bo On potrzebuje wiernych sobie sług. Przygotuj mi listę wszystkich osób, które przyłączyły się lub mają zamiar do nas dołączyć. Muszę poinformować o nich Pana – polecił.
- Jasne – odpowiedział drugi -  A kiedy w końcu zaczniemy działać?
Na twarzy jego rozmówcy znów pojawił się identyczny grymas jak chwile temu.
- Szybciej niż ci się wydaje. Czarny Pan już niedługo opanuje nawet Hogwart.

###

Lily została w Pokoju Wspólnym sama. Siedziała pod grubym kocem z kubkiem kakao w ręku na kanapie znajdującej się tuż przed kominkiem. Była wdzięczna Huncwotom, że załatwili Gryfonom codzienne dostawy tego napoju. Oprócz niego, dzisiejszego wieczoru skrzaty przyniosły jeszcze ciepłe mleko oraz herbatę. Nie śniła nawet o czymś takim.
Upiła łyk parującego napoju. Rozszedł się on leniwie po jej ciele wraz z przyjemnym dreszczem. Spojrzała w ogień tlący się w kominku. Tak, ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Nie docierałyby do niej wydarzenia dziejące się poza murami zamku. Nie musiałaby poświęcać przynajmniej pięć minut dziennie na zamartwianie się o rodziców. Wszystko byłoby o wiele prostsze…
Usłyszała ciche kroki. Odwróciła się i zobaczyła Jamesa wchodzącego do salonu Gryfonów. Na jego twarzy pojawił się ten rozbrajający uśmiech, a prawa ręka automatycznie powędrowała do włosów, aby je potargać. Wyglądał tak… słodko.
No i znów to samo! Ogarnij się Lily, bo kaftan bezpieczeństwa w każdej chwili może stać się twoim najbliższym przyjacielem!
Ale co zrobić, jeśli on naprawdę ma olśniewający uśmiech, jest przystojny i ma genialne włosy oraz śliczne oczy?
NA MERLINA, JESTEŚ POPIEPRZONA EVANS! CO TY GADASZ, DO CHOLERY?! NAPRAWDĘ CHCESZ MNIE SKAZAĆ NA WYMYŚLANIE MONOLOGÓW DO DRZWI BEZ KLAMEK ORAZ ŚCIAN BEZ OKIEN?!
- Cześć – przywitał się cicho chłopak podchodząc bliżej i siadając obok Lily.
- Co cię sprowadza o tej godzinie do Pokoju Wspólnego? – zapytała łagodnie, jakby jej wymiana zdań między nią, a jej podświadomością zupełnie nie miała przed chwilą miejsca.
- To samo mógłbym zapytać się ciebie! – zaśmiał się.
- Co ja tu robię? Dziękuje Wam za zesłanie tu skrzatów z gorącą czekoladą oraz myślę o tym, że czas mógłby się zatrzymać w miejscu. A ja siedziałabym tutaj, pod ciepłym kocem z kubkiem gorącej czekolady podziwiając ogień … – odpowiedziała, jeżdżąc opuszkiem palca po górnej krawędzi kubka z herbem Gryffindoru.
Spojrzała na chłopaka. To, co zobaczyła zupełnie zrobiło jej galaretkę zamiast mózgu – były to jego oczy. Orzechowe oczy patrzące się z czułością, troską i … czymś jeszcze prosto na nią. Te emocje sprawiały, że stawały się one jeszcze piękniejsze niż zawsze. Jej serce jakby zabiło mocniej.
- I nic lub nikt nie byłby ci więcej potrzebny? – zapytał cicho.
- No nie wiem, może … - odpowiedziała jak w transie.
- Naprawdę chciałabyś się zestarzeć nie doznając czegoś tak pięknego jak na przykład miłość? – James zbliżał się powoli, milimetr po milimetrze do jej twarzy.
Lily zamurowało. Żołądek podskoczył jej do gardła, serce zaczęło bić jak oszalałe, oddech przyśpieszył. Nie myślała. Nie umiała. Nie żyła.
- Chyba nie – wydusiła.
Ich twarze dzielił cal. Czuła jego ciepły oddech na swojej twarzy. Omiótł ją zapach orzecha i kawy. Patrzyła się zahipnotyzowana w jego oczy ukryte za okularami.
- W końcu życie nie miałoby sensu bez miłości, prawda? – szepnął.
- Nie miałoby – wykrztusiła z siebie, nie rozumiejąc co mówi. Słowa zlały się w całość.  
I nagle w jego oczach pojawiło się wahanie. Widać je było tylko sekundę. A potem zmieniło się w determinację i … to coś. Powoli zbliżał swoją twarz do jej, milimetr o milimetrze. Już prawie dot…
*BUUUMMM!*
###

Przepraszam, że dodałam rozdział dopiero teraz, ale zupełnie nie miałam na to czasu! mam nadzieje, że mi wybaczycie :> 
zmieniłam trochę Zakładki, mam nadzieje, że wam się podoba ;D 
cóż, nie rozpisuje się dzisiaj - rozdział pozostawiam do waszej SZCZEREJ opinii. mogę tylko liczyć na to, że wam się spodoba, chociaż według mnie nie jest najlepszy ;) 
ale cóż. 
życzę miłego weekendu :*
~ J. 

P.S. 
zapraszam na funpage'a! ;3

19 komentarzy:

  1. Nienawidzę Cię, czemu musiałaś zakończyć w takim momencie ?! Grr.., ale przyznaje notka fantastyczna !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no musiałam, no! :D ale wynagrodzę wam to w następnym rozdziale :D :*
      dziękuję! :)

      Usuń
  2. zabiję cię.
    czemu w takim momencie?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spoko, czekam na avadę skierowaną w moje serce :D
      dowiesz się czemu już niedługo! :*

      Usuń
  3. W TAKIM MOMENCIE?!
    a rozdzial fajny i nie przeszkadza mi ze w weekendy wstawiasz bo sama mam tylko wtedy czas na przeczytanie czego kolwiek.;)<3
    Fly.~

    OdpowiedzUsuń
  4. O cholera, rozdział zajebisty! Chociaż mam ochotę Cię zabić... Jak można zakończyć w takim momencie! o kurde, to się nazywa hipokryzja xD Sama zakończam w takich momentach, a Cb za to chcę zabić xD.
    Lekcja eliksirów niebywale mnie zaskoczyła i ten wywar miłości... łohoho ^^.
    Peter... wrr, nie lubię go, ale zresztą - pewno nie tylko ja ;D.
    A ostatnia scena podobała mi się najbardziej ;). Idealnie to opisałaś, dzięki czemu nie trudno było sobie to wyobrazić. Hah, cąły czas miałam ogromnego banana na twarzy ;3

    Ciepło pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo! <3
      nawet nie wiesz jakiego banana na twarzy mam ja w tej chwili! :D :*

      Usuń
  5. świetny rozdział, ale jeśli mam czekać tydzień, żeby poczytać co będzie dalej, to nie wytrzymam. błagam! jeśli możesz, dodaj coś w środę <3

    -A

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział już się nie mogę doczekać następnego. kiedy mogę go wyczekiwać? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. dawaj kolejne. <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne. Chcę więcej ! :D
    http://www.facebook.com/pages/Na-gacie-Merlina/189491731183975

    OdpowiedzUsuń
  9. czekam czekam czzekam .

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy następny rozdział ? :O

    OdpowiedzUsuń
  11. ja też czeekam ; ((

    OdpowiedzUsuń
  12. Łał wpadłam na tego bloga całkiem przypadkowo i już przypadł mi do gustu. Świetnie piszesz to trzeba przyznać ale jakbyś miała chęć to zapraszam na feels-so-lonely.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń