czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 2: "Zły początek"

- Lily, Lily! Wstawaj!
         Dziewczyna poczuła, że ktoś delikatnie szarpie ją za ramię. Jęknęła cicho. Nie miała najmniejszej ochoty wstawać. Naciągnęła sobie kołdrę na twarz, przekręcając się na drugi bok.
- Lilyanne Evans, jeśli zaraz nie wstaniesz to użyję brutalniejszych metod! – podniosła głos zdenerwowana Dorcas.
- Daj ludziom spać – mruknęła.
         Lily nie usłyszała odpowiedzi, więc zadowolona wtuliła się w poduszkę. Szybko sobie dała spokój, pomyślała, przekręcając się na plecy, ale cóż, trzeba jej przyznać rację i wsta…
         Nie zdołała dokończyć, bo poczuła, że oblewa ją strumień lodowatej wody. Jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, który natychmiast ją rozbudził. Zszokowana podniosła się do pozycji siedzącej. Otworzyła oczy. Ujrzała śmiejące się dziewczyny, już w pełni ubrane. Szok natychmiast minął, a pojawiła się złość. Jej oczy zwęziły się, usta za to zamieniły w wąską szparkę.
- Uprzedzałam! – usprawiedliwiła się Dorcas, nadal z szerokim uśmiechem na ustach.
         Rudowłosa spojrzała na nią tylko z wściekłością. Powoli zwlokła się z łóżka i sięgnęła po różdżkę leżącą na szafce nocnej. Skierowała ją na swoje włosy i mruknęła:
- Impervius.
         Włosy natychmiast stały się suche. To samo zrobiła z łóżkiem. Kolejnym machnięciem różdżki przywołała wszystkie potrzebne rzeczy.
- Ile mam czasu? – warknęła, wchodząc do łazienki.
- Pół godziny – odpowiedziała jej wesoła Marlene.
         Lily tylko zgromiła ją wzrokiem, na co blondynka zareagowała śmiechem.
- Trzeba było wstawać od razu! – krzyknęła za nią, gdyż zielonooka weszła już do łazienki głośno zatrzaskują drzwi.
– Zaczekamy w Pokoju Wspólnym! – dodała Dorcas.
         Razem z Marlene wzięły torby i w wesołych nastrojach skierowały się na dół.

###

Na śniadanie Lily zeszła w tak samo jadowitym nastroju w jakim wstała z łóżka. Wnerwiona usiadła przy stole, nawet nie zdając sobie sprawy, że wybrała miejsce przy Huncwotach. Jeszcze dziwniejsze było to, że usiadła naprzeciwko Jamesa Pottera. To nie było normalne. Zazwyczaj ta trójka siadała przynajmniej pół stołu dalej, gdyż rudowłosa nie zamierzała patrzeć na Pottera, wtedy kiedy nie musi. Lecz teraz było jej obojętne – i tak nikt bardziej jej nie zdenerwuje, a jak spróbuje to tego gorzko pożałuje.
- Cześć chłopcy! – przywitała się Lena*, siadając koło Remusa. Dorcas zajęła miejsce obok Lily, tym samym siadając wprost przed Syriuszem.
- Witamy w pierwszym dniu w Hogwarcie! – powiedział z uśmiechem przystojny brunet. – Czymże zawdzięczamy wasze towarzystwo na tym jakże przepysznym posiłku, drogie panie? – zapytał, z udawaną arystokracją. Wziął nawet do ręki złoty puchar, odginając przy tym mały palec. Dorcas i Marlena zachichotały.
- Och, przymknijże się, Black! – syknęła Lily.
Wszyscy Huncwoci spojrzeli na nią zdziwieni, a dziewczyny westchnęły tylko.
- A tej co? – zapytał ciszej brunet.
- Jakby ciebie obudzili strumieniem zimnej wody, to byś się nie pytał – warknęła rudowłosa. Chłopcy tylko wymienili spojrzenia między sobą i wybuchnęli śmiechem.
- No, z czego się śmiejecie? – łypnęła na nich spode łba.
- Od trzech lat próbują mnie tak rano obudzić, ale nawet to nie działa – odpowiedział Black ze śmiechem, który przypomina szczekanie psa. – Wiedz, że coś czego najbardziej nienawidzę to wstawanie przed dwunastą. Ale dzisiaj wypróbowali coś innego, prawda Roguś? – zwrócił się do siedzącego obok niego Pottera.
Ten tylko uśmiechnął się łobuzersko.
- No może byś się z nami podzielił tą jakże śmieszną informacją – rzekła monotonnie Dorcas, smarując tosta masłem.
- Jak, co dzień – zaczął swą opowieść, ignorując jej znudzony ton – Lunatyk użył wobec mnie Aquamenti, co trochę mnie przebudziło, więc przewróciłem się na plecy myśląc, że przyzwoity człowiek wstałby teraz, a że ja nim jestem to otworzyłem oczy, a tutaj widzę twarz Rogacza znajdującą się centymetr od mojej. – skończył ze śmiechem.
- Dziwie się, że nie usłyszałyście u siebie jak krzyknął ze strachu – dodał Remus, śmiejąc się. – To trzeba było widzieć! Nieustraszony Syriusz Black piszczący ze strachu i podciągający sobie kołdrę tak, ze widać mu było tylko oczy.
- A dziwisz się? Jakbyś zobaczył TAKĄ twarz po tym jak wyrwali cię ze snu to też byś tak wrzasnął – wytłumaczył się Syriusz.
Wszyscy, łącznie z Lily ryknęli śmiechem.
- Dzięki Łapo! – odezwał się James obrażonym głosem.
- Oj, Rogaś, tylko nie gniewaj się jak jakaś panienka! – brunet szturchnął go łokciem.
Marlene chrząknęła znacząco.
- Nie żebym chciał was obrazić, miłe panie – zwrócił się do dziewczyn. 
- Mamy nadzieje – powiedziała wesoła już Lily.
Musiała przyznać, że co, jak co, ale rozśmieszać ludzi to oni potrafili.
- Widzę, że wrócił Ci dobry humor, Evans – zwrócił się do niej Potter. Spojrzała na niego znad swojego talerza owsianki. Czuła się zadziwiająco komfortowo w ich, a szczególnie w jego towarzystwie. To dziwne, że ani razu jeszcze jej nie zaczepił. Może wydoroślał? Spojrzała mu w oczy i dopiero teraz zauważyła, jak piękny orzechowy kolor mają. Oprócz tego widać w nich było panoszące się radosne iskierki. Evans, weź się w garść, bo w tym roku chyba zmiana klimatu źle na ciebie wpływa, stwierdziła, myśląc trzeźwo, przecież to jest POTTER.
- Trudno, żeby przy takich wariatach mi on nie wrócił, Potter – uśmiechnęła się do niego.
James spojrzał na nią zdziwiony. Czy Lilyanne Evans się właśnie do niego uśmiechnęła?
Sama siebie nie poznawała. Czy ja właśnie uśmiechnęłam się do Pottera? Tego Pottera, który nie daje mi od sześciu lat spokoju? Jesteś niemożliwa, Lily Evans.
- Twierdzisz, że z moim stanem psychicznym jest coś nie tak? – zapytał rozbawiony chłopak, gdy szok minął, a TEN uśmiech sprawił, że rozpłynął się w środku z ciepła jakie dawał.
Ale, może jednak warto spróbować być dla niego miłym, odezwał się cichy głosik w jej głowie, przecież na razie nawet do ciebie jeszcze nie startował!
Co racja, to racja, pomyślała, poza tym JESZCZE nie i zapewne niedługo się to zmieni!, odpowiedziała mu, A teraz się przymknij! Gadam sama ze sobą, a to ich nazywam wariatami! Gdzie się podział twój rozsądek, Evans?
Jej przemyślenia trwały tylko sekundę.
- Chyba każdy o tym wie – odpowiedziała, wzruszając ramionami.
- Czy ja dobrze widzę? – zaczęła Marlene – James i Lily ROZMAWIAJĄ nie kłócąc się przy tym? – zapytała z widocznym zadowoleniem i wymieniła znaczące spojrzenia z Dorcas.
- A chcesz żeby było inaczej, Lena? – zwróciła się do blondynki.
- Oczywiście, że nie – odpowiedziała z promiennym uśmiechem na twarzy.
- To się przymknij – Lily uśmiechnęła się szeroko, a dziewczyna, nadal się na nią patrząc, zaczęła jeść owsiankę.
Lily poszła w jej ślady. W tej chwili podeszła do nich profesor McGonagall, by rozdać im plany lekcji.
- Pierwszą macie transmutację, więc się nie spóźnijcie. Chyba, że chcecie, aby Gryffindor już pierwszego dnia stracił punkty – ostrzegła ich surowym głosem.
Minerwa McGonagall, surowa nauczycielka transmutacji oraz opiekunka Gryffindoru. Zawsze trzyma się zasad, nawet jeśli chodzi o odejmowanie punktów SWOJEMU domowi, co przed uczniów odbierane jest jako absurd. Jej codzienny ubiór też nie jest ciekawy – czarna szata, siwe włosy spięte w ciasny kok, na nosie zazwyczaj ma okulary.
- Tak jest, pani profesor – przytaknął jej Remus.
- Ach, panie Potter, najbliższy mecz quiddicha gramy z Puchonami, pod koniec października. – poinformowała go, wyraźnie niezadowolona.
- Co?! Tak wcześnie?! – podniósł głos, zaaferowany.
- Cóż, nic na to nie poradzę – rzekła ze zniesmaczoną miną – W każdym razie, jako kapitan, musi pan zrobić wszystko, aby wygrać. Mam nadzieje, że nabór do drużyny zrobi pan jeszcze w ten weekend. Jest już kilka chętnych, więc proszę się do mnie zgłosić po lekcji.
- Oczywiście, pani profesor – odpowiedział z nieciekawą miną.
Profesorka odeszła, a oni dopili pośpiesznie sok dyniowy i wyszli z Wielkiej Sali, by nie spóźnić się na pierwszą lekcję.
- Właśnie, Remusie! – zwróciła się do blondyna Lily.
- Tak?
- Czemu nie pomogłeś mi wczoraj w zaprowadzeniu pierwszoroczniaków do Wieży? – zapytała.
- Och, bo ja… - zaczął zakłopotany – zapomniałem, tak jakby…
- Dobrze, nie mam ci tego za złe – uśmiechnęła się do niego.
- Zresztą, przecież od tego są młodsi prefekci – mruknął, naburmuszony.
- Tak, ale na spotkaniu dałam im inne zadania, ale najwidoczniej nie słuchałeś – odpowiedziała mu, denerwując się.
On jej wcale nie słucha! Spotkanie jakby przespał, o tym, żeby jej pomóc zapomniał, a teraz ma pretensje! Merlinie, co się z nim stało? Muszę z nim potem porozmawiać…
Na szczęście doszli do sali od transmutacji w chwili, w której zadzwonił dzwonek, co pomogło uniknąć zbędnych kłótni. Stali już pod nią Krukoni, z którymi mieli te lekcje. Pojawiła się profesor McGonagall i wpuściła ich do klasy. Wszyscy zajęli swoje miejsca, a opiekunka Gryffindoru od razu przeszła do rzeczy, ignorując rzecz tak banalną jak powitanie:
- W tym roku zdajecie owutemy, a to jak sobie na nich poradzicie decyduje o waszej przyszłości. Dlatego przyłóżcie się do nauki. To wasz ostatni rok w Hogwarcie, wykorzystajcie go dobrze. – spojrzała na nich surowo. W klasie panowała cisza. Wszyscy patrzyli na nauczycielkę, nawet Huncwoci nie rozmawiali między sobą.
- I mam nadzieje, choć powtarzam to po raz tysięczny, że chociaż w tym roku Potter, Black, Lupin i Pettigrew wydorośleją i oszczędzą Gryffindorowi odebrania punktów. – spojrzała na wymienioną czwórkę, a oni tylko uśmiechnęli się szeroko.
- Postaramy się, pani profesor – odpowiedział Black.
– Podczas przygotowań do egzaminów, będziemy w większości powtarzać materiał z poprzednich sześciu lat. – kontynuowała - Jednakże zaczniemy od czegoś nowego. Transmutacja ludzka, mówi to coś komuś z was?
Ręka Lily natychmiast wystrzeliła w górę.
- Tak, panno Evans?
- Transmutacja ludzka polega na zmianie wyglądu osoby za pomocą zaklęcia. Może to być zmiana koloru włosów, kształtu nosa jak także transmutacja w zwierzę lub w przedmiot. Przekształcenie człowieka w zwierzę oraz rzecz zalicza się do bardzo zaawansowanej magii.
- Dobrze, Gryffindor otrzymuje dziesięć punktów. – pochwaliła dziewczynę – Zaczniemy od zmiany kolorów włosów, brwi i rzęs. Zapiszcie definicję i przejdziemy do ćwiczeń.

###

- To dopiero pierwszy dzień, a ja już nie wiem o co chodzi z transmutacją ludzką i z tym zaklęciem u Flitwicka – mówiła zrozpaczona Dorcas, gdy szły na drugie śniadanie.

- To tylko kwestia zrozumienia teorii, Dor – próbowała pocieszyć dziewczynę Lily.
- Po lekcjach z Tobą poćwiczymy – objęła ją ramieniem Marlene.
- Dzięki – dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
         Wkroczyły do Wielkiej Sali i usiadły przy stole Gryfonów, nakładając jedzenie na złote talerze. Po chwili, wleciały sowy. Lily zawsze lubiła tę chwilę. Kilkadziesiąt sów w odcieniach brązu, czerni i niekiedy bieli wlatywały do Sali trzepocząc głośno skrzydłami, kierując się w stronę adresatów, często lądując w ich owsiance.
          Z rozmyślań wyrwała ją sowa, która wylądowała na jej pełnym talerzu przewracając przy okazji złoty puchar z sokiem dyniowym. Wyjęła różdżkę z wewnętrznej kieszeni szaty i machnęła ją krótko, a rozlany sok wrócił do naczynia. Dopiero wtedy wyjęła brunatną sowę ze swojej jajecznicy, postawiła ją obok i odwiązała od jej nóżki najnowszy numer Proroka Codziennego.
- I co nowego piszą? – zapytała Marlene.
- Zaraz się dowiemy – mruknęła Lily i rozwinęła gazetę.
         Spojrzała na nagłówek i zamurowało ją. Prędko przebiegła wzrokiem po treści artykułu, a z każdym słowem na jej twarzy malowało się przerażenie.
- Na brodę Merlina! Lily, co się stało?! Jesteś cała blada! – przestraszyła się Dorcas.
- Był atak. W pobliżu mojego domu – szepnęła dziewczyna. – Zresztą sama przeczytaj.
Dorcas odebrała jej gazetę, a Marlene siedząca obok brunetki schyliła się, by czytać razem z nią. Na pierwszej stronie widniało niczym klątwa wielkie zdjęcie Mrocznego Znaku, a pod nim nagłówek:

ATAK ŚMIERCIOŻERCÓW NA MUGOLI
Zamierzony terror, czy czysta zabawa?

Wczoraj, w godzinach nocnych, doszło do okrutnego ataku na mieszkańcach mugolskiego miasta Cambridge znajdującego się około 50 mil od Londynu.
Z tego co nam wiadomo, Śmierciożercy wtargnęli na spokojną ulicę taranując mugolskie środki lokomocji, zwane semachoudeami **, co zbudziło zasypiających już mieszkańców. Wielu z nich wybiegło przed domy, by sprawdzić co się dzieje. Prawie wszyscy byli od razu trafiani klątwą Cruciatus lub torturowani w inny sposób, a pięcioro - o czym z wielką przykrością informujemy - zostało zabitych. Śmierciożercy nie poprzestali na tych „laurach” - podpalili jeszcze dwa domy, a jeden doszczętnie zniszczyli.
„Oczywiście, zredukowaliśmy pamięć osób, które przeżyły, wcześniej próbując usunąć szkody”, informuje nas Barty Crouch, Dyrektor Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
Niestety, funkcjonariusze Ministerstwa Magii nie zdołali schwytać żadnego ze sprawców ataku. Obecnie są oni poszukiwani i uznani za bardzo niebezpiecznych.
„Będziemy dążyli do tego, aby nigdy taka sytuacja się nie powtórzyła. Jednym z naszych większych celów jest szybkie schwytanie Śmierciożerców oraz osadzenie ich w Azkabanie”, wypowiada się jeden z aurorów, który nie chciał zdradzić nam swojego nazwiska. „Ministerstwo nad wszystkim czuwa, nie pozwolimy na to, by czarodziejom coś się stało.”
Możemy mieć tylko nadzieje na to, że do podobnych zamieszek już nie dojdzie.

Dziewczyny skończyły czytać w tym samym czasie. Na ich twarzach malował się strach.- Lily, twoim rodzicom na pewno nic się nie stało – zwróciła się do rudowłosej Dorcas – Nie wiadomo, czy to nawet twoja ulica.
         Zielonooka uporczywie grzebała widelcem w jajecznicy, która przypominała już papkę. Spojrzała się na przyjaciółkę. Dorcas tylko uśmiechnęła się lekko i złapała dziewczynę za rękę.
- Naprawdę, nic im nie jest – powiedziała Marlene – Jakby coś było nie tak, to już byś wiedziała. W końcu Dumbledore już by coś wiedział! – pocieszała ją dalej.
- Muszę do nich napisać – wydusiła z siebie Lily i zaczęła grzebać w torbie w poszukiwaniu pergaminu oraz pióra.
         Marlene dobrze mówi, na pewno nic im nie jest, myślała gorączkowo wyciągając potrzebne jej rzeczy, Warto jednak sprawdzić.
         Napisała szybko, czy wszystko z nimi dobrze i czy nic im się nie stało, po czym podniosła głowę i zdała sobie sprawy, że nie ma jak wysłać tego listu.
- Nie mam sowy, a na pójście do sowiarni mam z mało czasu – jęknęła.
- Masz sowę, a raczej James ma – powiedziała Dorcas, pokazując jej Pottera siedzącego z Huncwotami w drugiej części stołu.
         Rzeczywiście, chłopakowi siedziała na ramieniu mała płomykówka, a on karmił ją pokruszonym ciastkiem.
- Czemu tylko on? Zawsze mam takiego pecha – dziewczyna westchnęła – I co, mam do niego pójść i zapytać się czy mi pożyczy sowę? – zapytała przyjaciółki, unosząc jedną brew do góry i okazując tym, że prędzej zjadłaby wątrobę żaby niż poprosił o coś Jamesa Pottera.
- Tak, masz iść i się go o to zapytać. Nie masz innego wyjścia – odpowiedziała jej Dor z uśmiechem.
- Jeśli tak twierdzisz – jęknęła, podnosząc się z niechęcią.
         Nogi miała jak z drewna, ledwo zmusiła je do podejścia do Huncwotów. W końcu, pokonała dzielący ich dystans i w ostatnim momencie spojrzała na swoje przyjaciółki, które pokazywały jej gestami, żeby podeszła. Westchnęła tylko i zrobił to co jej kazały.
- O, cześć Ruda – przywitał się z nią monotonnym głosem Syriusz.
- Cześć – mruknęła.
- Co cię do nas sprowadza? – zapytał Potter, przenosząc wzrok na nią, gdyż dotychczas wkładał swojej sowie kawałek ciastka do dzioba, i uśmiechając się szeroko. Jedna ręka automatycznie powędrowała mu do włosów, po to by potargać je jeszcze bardziej niż potargane są teraz. Dziewczyna przemilczała ten gest. 
- Chciałam spytać… - zaczęła niepewnie.
- Tak?
- Chciałam spytać, czy mogłabym pożyczyć od ciebie sowę? – wydusiła szybko krzywiąc się przy tym.
- Oczywiście – odpowiedział trochę zdziwiony Gryfon, a jego przyjaciele popatrzyli na nią zszokowani. Nawet Peter spojrzał na nią jak na wariatkę znad jedzonego ciasta. W końcu nie jest normalne to, że Lily Evans prosi o coś Jamesa Pottera.
         Chłopak podał jej sówkę, a ona przywiązała jej do nóżki list.
- Ale umówisz się ze mną, Evans – dodał pewnym tonem, z tym swoim łobuzerskim uśmiechem.
Ona spojrzała się tylko na niego jak na osobę, która zwariowała. Wiedziała, że dwa dni bez podrywania jej przez Pottera to za dużo dobrego. Tym razem jednak, zamiast wymyślać jakąś kąśliwą odpowiedź, powiedziała trzy słowa, każde dokładnie akcentując:
- W.Twoich.Snach.
I podrzuciła sowę do góry, a ta uniosła się i wyleciała z Wielkiej Sali.
- Ale dziękuję – powiedziała – Do zobaczenia na eliksirach.
         Zrobiła obrót o sto osiemdziesiąt stopni i ruszyła w stronę przyjaciółek.

###

* Lena to skrót, którego będę używała od imienia Marlene, które w tym rozdziale pisałam w formie angielskiej i tak już pozostanie. W poprzednim rozdziale się pomyliłam xd
** jakby ktoś nie wiedział - chodzi o samochód :D

Moje drogie wizardy! :* 
Rozdział udało mi się napisać trochę wcześniej , więc jest. Postępuję bardzo lekkomyślnie, gdyż nie zaczęłam następnego, co może zakończyć się opóźnieniem jego publikacji, ale mam już na niego jako taki pomysł, więc mam nadzieje, że się wyrobię :> 
bardzo dziękuję za komentarze, a tym bardziej za krytykę. Tak jak powiedziałam, starałam się poprawić z przecinkami - mam nadzieje iż mi się to udało :) 
co do rozdziału - trochę z codzienności w ich czasach zaczyna się dziać :P nie wiem, czy dobrze zrobiłam od razu dając wzmiankę w Proroku o ataku, jednak stwierdziłam, że opisywanie wszystkich lekcji po kolei byłoby nudne. Zdradzę tylko, iż planowałam umieścić w następnym rozdziale dalszą część dnia oraz może część, a nawet całość jednego z kolejnych. 
cóż, mam nadzieje, że napisałam wszystko to co chciałam :> 
zapraszam do komentowania, krytykowania, czytania i polecania bloga c(;
kocham was wszystkich *w*
a tym czasem, Nox!

P.S.

Zmieniłam trochę nagłówek, podoba wam się? :>

24 komentarze:

  1. Zacznę od tego, co się nazywa błędami:
    - robisz trochę literówek, naprawdę niewiele, a ktoś kto nie jest na tym punkcie przewrażliwiony, to nawet nie zauważy! :)
    - co do końcówki: Lily nie mogła obrócić się o 360 stopni, bo znalazłaby się w poprzedniej pozycji, tzn. na przeciw naszego kochanego Jamesa. Więc, to powinno być 180 :)
    Ale innych zastrzeżeń nie mam.
    Opowiadanie jak na razie jest świetnie i mam nadzieję, że takie pozostanie. A nawet jestem tego absolutnie pewna :3



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. och, rzeczywiście! :P wiesz, matma to nie jest moja najlepsza strona :D błędy już poprawiam i dziękuję za zwrócenie uwagi oraz wiarę w przyszłość bloga ! :)

      Usuń
  2. "Skierowała ją na swój włosy i mruknęła" - taka mała literówka :)
    "Evans, weź się w garść, bo w tym roku chyba zmiana klimatu źle na ciebie wpływa" - hahaha :D
    Bardzo podoba mi się rozdział i czekam na następny!Proszę, napisz go już !! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki za zwrócenie uwagi na błędy :D
      jest mi bardzo miło, że ci się podoba ! :)

      Usuń
  3. A jednak udało ci się dodać notkę wcześniej ;) Nie licząc kilku literówek jest w porządku, jak nie ma ich dużo to nie przeszkadzają w czytaniu ;) cieszę się, że nie próbujesz na siłę wprowadzać nie wiadomo jakich akcji, jest równowaga ;D tak trzymaj ;) mam nadzieję, że z rodziną Lily wszystko ok ;) nie każ czekać długo na kolejną notkę bo opowiadanie wciąga ;]
    Aleksandra ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, staram się :D spróbuję dodać notkę za kilka dni :P

      Usuń
  4. Uwielbiam twój blog, ogólnie lubię czytać opowiadania o Lily I Jamsie. Ze względu na moje uwielbienie do tego typu opwiadań zaczęłam pisać swoje, i była by niezmiernie wdzięczna gdybyś je przeczytała. Pozdrawiam, Kath. http://na-zawszelily-evans.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję i z wielką chęcią na bloga zajrzę ! :)

      Usuń
  5. Teraz nie zauważyłam żadnych błędów, więc nie będę Ci ich wytykać, tylko powiem, że odcinek świetny ^^
    Na samym początku od razu mi sie humor poprawił dzięki naszym kochanym Huncwotom, ale po tym artykule z "Proroka"... To wyparowało. Mam nadzieję, że rodzicom Lily nic się nie stało :(
    Tym razem się nie rozpiszę, wiec tylko pozdrawiam i życzę weny na kolejne odcinki! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo lubię czytać tego bloga :) Troszeczkę się zgubiłam, gdy czytałam dialogi ;)
    Pisz dalej, bo to świetne ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne ! :D Bardzo lubię twojego bloga :D:D
    Mam pytanko .
    Mogłabyś odwiedzić mojego bloga . Zaczęłam pisać opowiadanie i byłabym bardzo wdzięczna jakbyś mogła wejść i przeczytać :)
    Tu masz link :
    http://jaramsiejakhogwart12.pinger.pl/
    Pozdrawiam ; *

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję i z chęcią odwiedzę twój blog :)

      Usuń
  8. Świetne! Bardzo mi się podoba. Szczególnie ten wewnętrzny głos Lily, który broni się przed uczuciem do Jamesa :) Troszkę za dużo powtórzeń, kilka literówek, ale tak to naprawdę super;) Możesz informować mnie o nowych rozdziałach? Zapraszam Cię do przeczytania mojego opowiadania o rodzinie Potter-Weasley pisanego z perspektywy Rose Weasley www.weasley-diary.blogspot.com Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :) błędy postaram się poprawić :P
      jeśli tylko starczy mi czasu to będę cię informowała i z wielką chęcią zajrzę na twojego bloga :)

      Usuń
  9. A więc tak. Przybyłam tu dziś przypadkiem, szukałam czegoś ciekawego i znalazłam!! Nie spodziewałam się że będzie że tak powiem aktualny, ale jest i to do niedawna. Bardzo się ciesze i powiem szczerze nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. I muszę powiedzieć ze piszesz można rzec bardzo zwięźle, rozwijając itd. no nie umiem tego nazwać ze tak powiem, ale piszesz tak fantastycznie że tekst po prostu się zjada oczami, chłonie no naprawdę strasznie mi się to podoba. Czytałam wiele blogów o Lily i Jamesie i niektóre były takie sobie inne były też super, ale już nieaktualne :( A tu jest naprawdę fantastycznie. Podoba mi się nie tylko jak piszesz, ale też oprawa bloga. Jest bardzo ładna:) I mam pytanie czy dałoby się w jakiś sposób informować mnie o nowych notkach?? Bo codziennie nie mam czasu tu zaglądać, a wierz mi czekam już z niecierpliwością na kolejną dawkę magii ;)
    Naprawdę piszesz świetnie :)

    Lucertola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. och, dziękuję, cieszę się, że ci się podoba :> bardzo wiele znaczą dla mnie twoje słowa :D
      mam tylko prośbę, jakbyś mogła zostawić mi jakiś namiar - maila lub gg to z chęcią będę cię informowała :) powiadomienia o nowym rozdziale będę dodawała też na moim funpage na facebook'u, który nie dawno założyłam (link po prawej stronie bloga :*)
      czekam na twoje namiary, J.

      Usuń
    2. Dziekuje za szybką odpowiedz :) bardzo się ciesze że się cieszysz:D i oto moje namiary gg czyli w swiecie czarodziejow zwany kominek ;) :28541229 życze weny wszeogromniastej aby starczyła nie tylko na kolejny rozdział, ale na 100 i więcej rozdziałów :D:D
      ps: nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu :D

      Lucertola

      Usuń
    3. dziękuję :) rozdział już niedługo! :D

      Usuń
  10. No ogółem to wyszło naprawdę ciekawie.
    natknęłam się na mnóstwo blogów o Huncwotach, ale uważam, że każdy jest na swój sposób inny.
    Nie ma dwóch identycznych opowiadań (no chyba że ktoś bezczelnie je skopiuje) tak jak nie ma identycznych pomysłów.
    Twoja historia wyróżnia się na tle innych tych znanych mi blogów.
    Widać w Tobie potencjał młodej literatki, chociaż natknełam się na kilka błędów ale właściwie kto ich nie robi.
    Te zawsze można poprawić zwłaszcza, że blogspot daje nam kilka ułatwień w przeciwieństwie do wcześniejszego onetu.
    Podoba mi się całkiem główny nagłówek.
    zupełnie jakby moi ulubieńcy byli żywcem zdjęci z obrazka.
    jednym posumowaniem na plus.
    zapraszam również na moją historię:
    http://niesmiertelne-serca.blogspot.com
    nieco rozwinięta ale może Cie zaciekawi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuje bardzo, miło mi :>
      oczywiście z chęcią przeczytam twojego bloga i go polecę w zakładce LINKI :>

      Usuń
  11. Świetna notka, ciekawie piszesz :D Kiedy następna? Fajny nagłówek :D
    Pozdrawiam!
    PS Zapraszam na zycie-prawie-jak-marzenie.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń